Bree obudziła się z krzykiem. Usiadła na łóżku spazmatycznie
wciągając powietrze. Cała rozdygotana próbowała sobie przypomnieć o czym był
ten straszny sen, ale nie potrafiła. Jej myśli przeciekały jak piasek przez
palce. Nie zdołała odtworzyć żadnego szczegółu. „Nawet sama nie wiem czego się
tak przestraszyłam” – zrugała się w myślach.
Minęło sporo czasu
zanim się uspokoiła. Oddech zwolnił a serce odzyskało normalny rytm. Dopiero
wtedy zaczęła czuć dojmujący ból w lewej ręce. Zaświeciła lampkę nocną i
zamarła. Zobaczyła długą ranę ciągnącą się przez całe przedramię, od wgłębienia
łokcia, aż do nadgarstka. Rana silnie krwawiła. Cała pościel poplamiona była
krwią. „Co się ze mną dzieje?” – pomyślała przerażona Bree.