środa, 19 kwietnia 2017

12. Przepowiednia

- Sienna? Co ty tutaj robisz? – zapytałam zdezorientowana.
- Mam na ciebie oko – odpowiedziała dziewczyna, zeskakując zwinnie z pryczy.
- Ty jesteś tą zaufaną osobą? – zdziwiłam się  – Jak to? Nic nie rozumiem.
Sienna stanęła przed paleniskiem i założyła ręce. W blasku ognia jej postać wyglądała imponująco.
- Czego konkretnie nie rozumiesz? – zapytała.
- Znasz księcia Eithana? Skąd? Przecież mieszkasz w miasteczku… – zaczęłam, ale Sienna uciszyła mnie ruchem ręki.
- Bree, jesteś osobą inteligentną, a czasami zachowujesz się, jakbyś nie kojarzyła najprostszych faktów. Zapominasz, że ja też kiedyś byłam zagubiona w tym nowym świecie, że ja też nie wiedziałam co robić, że ja też byłam inna… Wbrew temu co myślisz, Eithan bardzo interesuje się swoim królestwem i swoimi poddanymi. Bardziej niż jego brat, który ma zasiąść na tronie. Książę nie może pewnych rzeczy robić jawnie, władza nad krajem przypada jego bratu. Eithan zostanie co najwyżej głównym dowódcą wojsk w wojnie i najprawdopodobniej zginie… A wojna się zbliża.
Zaczerpnęłam głośno powietrza.
-Eithan zginie? – zapytałam przerażona.
- Najprawdopodobniej – powtórzyła Sienna. – Tej wojny nie da się uniknąć. Sygettia i sprzymierzone kraje będą walczyć, ale mają małe szanse na zwycięstwo. Wróg jest potężny… Młodszych synów króla, a braci następcy tronu, obsadza się zwykle na pozycjach generałów w ważnych bitwach. Tym razem nie będzie inaczej. Zwłaszcza, że książę Darren zauważył większą zażyłość brata z ludem i jest o to zazdrosny. Uważa, że Eithan chce go strącić z tronu.
- Przecież to śmieszne! – oburzyłam się.
- My to wiemy, ale Darren jest innego zdania. I cóż… ma podstawy. Eithan oczywiście nie chce strącić brata z tronu. Ale dobrze zna swój lud. A lud zna i czci jego. – zakończyła smutno Sienna.
- Przecież póki co, królem jest Marred. Jeśli wojna niedługo wybuchnie, to czy Darren też nie powinien dowodzić wojskami?
- Powinien, ale w tym przypadku jest to trochę bardziej skomplikowane. Sygettia nie może sobie pozwolić na stratę dziedzica. Jeśli jakimś cudem wygramy wojnę, to kraj musi mieć odpowiedniego władcę. Będą go chronić.
- Darren jest odpowiedni? – zapytałam z powątpiewaniem.
- Nie oceniaj go pochopnie. Mam gorszy kontakt z ludem, ale został wychowany na króla. Zna się na polityce, taktyce wojennej i ma wiele cech, które liczą się u władcy.
- Rozumiem, w więc Eithan musi… – usiadłam i ukryłam twarz w dłoniach.
- Wcale nie musi umrzeć, jeśli o to ci chodzi. Będzie w ogromnym niebezpieczeństwie, ale istnieje możliwość, że przeżyje.
- A więc, to dlatego on jest taki smutny? – zapytałam cicho ze łzami w oczach – Wie co go czeka.
Sienna kiwnęła głową.
- Tak, poznałaś Eithana w najmniej sprzyjającym okresie. Teraz jest wiecznie zamyślony, poważny, rzadko się uśmiecha. Kiedyś nie był taki… – Wyraz twarzy Sophie się zmienił. Jej oczy utkwione w jednym punkcie błyszczały od wspomnień. – Kiedyś był ciekawski, szarmancki, wiecznie roześmiany.
- Czujesz coś do niego – stwierdziłam z zaskoczeniem.
Sienna popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
- Tak, ale to nie to co myślisz. Kocham Billa, Eithan jest dla mnie jak brat. Gdy tu przybyłam Eithan zauważył różnicę między mną a innymi ludźmi. Zobaczył, że jestem inna. Bardzo mi wtedy pomógł. Zaprzyjaźniliśmy się. Nie powiedziałam mu oczywiście skąd pochodzę. Zaakceptował to. I wtedy pojawiłaś się ty. Eithan szybko skojarzył fakty. To już druga, która dziwnie się ubiera i mówi niezrozumiałym językiem. To już druga, która nie zachowuje się tak jak należy. Od razu przyszedł do mnie i zażądał wyjaśnień. Myślał, że jesteśmy czarownicami. – Sienna parsknęła śmiechem. – Wtedy powiedziałam mu wszystko. Powiedziałam skąd pochodzimy i w jaki sposób, niezależnie od nas, przenosimy się między światami. Eithan jest wyjątkowy. Zrozumiał to i zaakceptował.
- To dlatego wiedziałaś gdzie mnie szukać w tę noc, kiedy uciekałam z zamku! To dlatego Eithan przestał mnie podejrzewać… – nareszcie wszystko zaczęło się układać w logiczną całość.
- Tak. – odpowiedziała Sophie – Herbaty?
- Poproszę.


***

Gdy słońce wzeszło trochę wyżej, poszłam z Sophie do lasu, żeby pomóc jej zbierać zioła na różnego rodzaju eliksiry i maści. Okazało się to bardzo ciekawe. Sophie pokazała mi mnóstwo nowych roślin i wyjaśniła ich działanie. Nagle rozpoznałam ciemnoczerwoną roślinę, którą kiedyś widziałam z Eithanem.
- Kolhria! – zawołałam, podbiegłam do rośliny i dotknęłam jej. Liście kolhrii natychmiast zmieniły barwę na pomarańczową.
- Widzę, że jednak coś nie coś liznęłaś. – zaśmiała się Sophie.
- Tak – uśmiechnęłam się, patrząc jak kolhria znów przybiera swoją naturalną barwę. Ziewnęłam.
- Chyba jesteś porządnie zmęczona, co? – zapytała dziewczyna.
- Tak, spanie na zimnym kamieniu nie było zbyt komfortowe.
- Niedługo będę miała wszystkie zioła i wrócimy do chaty, gdzie będziesz mogła się zdrzemnąć. A, no i oczywiście ktoś inny przyjdzie cię popilnować, bo ja muszę iść na lekcje do Constantina.
- Jak to „ktoś inny”? Niby kto? Poza tym nie trzeba nie pilnować! – oburzyłam się.
- Trzeba. Ktoś dybie na twoje życie, więc nie możemy sobie pozwolić na brak ochrony.
- Ale kto miałby mnie niby pilnować?
- Miłościwy Książę Eithan – odpowiedziała Sienna ze znaczącym uśmiechem na twarzy.


*****

Obudziłam się na dywanie w moim pokoju, a głowa pulsowała mi tępym bólem.
- To się kiedyś źle skończy – wymamrotałam pod nosem, podnosząc się z podłogi.
Zaskoczyło mnie, że jest tak ciemno. Zapaliłam światło w pokoju i spojrzałam na zegar. Trzecia w nocy. No tak, skoro w równoległym świecie zasnęłam w środku dnia, to tutaj obudziłam się w środku nocy. Logiczne.
Przypomniałam sobie, że zanim się przeniosłam, miałam się uczyć historii. Wyciągnęłam książkę z półki i przewróciłam na odpowiednią stronę. Tytuł rozdziału brzmiał: „Średniowiecze w Europie i epidemia czarnej śmierci”. Epidemia… Co by było, gdyby teraz w Sygettii wybuchnęła jakaś epidemia? Czy ludzie umieli by ją powstrzymać? Pewnie nie. Nagle poczułam przypływ podziwu dla Sophie. Robi nowe leki, leczy ludzi i stara się zapobiec rozprzestrzenianiu chorób. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jakie to ważne.
Chciałam czytać dalej, ale ból głowy uniemożliwił mi to. Zeszłam więc na dół do kuchni, w poszukiwaniu tabletki przeciwbólowej.
W szafce kuchennej znalazłam panadol. Wzięłam od razu dwie tabletki i popiłam wodą. Zegar kuchenny wskazywał trzecią piętnaście. Był środek nocy i bolała mnie głowa, ale wiedziałam, że nie mogę iść teraz spać. Wtedy obudziłabym się w drugim świecie i byłabym niewypoczęta. Musiałam wytrzymać tutaj bez snu co najmniej do jutra wieczorem. Co mogę jednak robić innego? Jeśli będę sama, wkrótce i tak zasnę z nudów.
Bez większego zastanowienia podeszłam do telefonu i wybrałam numer. Po kilku sygnałach, po drugiej stronie odezwał się niewyraźny głos.
- Halo? – zapytał Rick.
- Cześć, to ja – odpowiedziałam po prostu.
- Bree? Coś się stało? – zaniepokoił się Rick.
- Nie, nic się nie stało. Po prostu nie mogę spać.
- Eeee… może zapytaj Douga o jakieś proszki… – ziewnął Rick.
- Źle mnie zrozumiałeś – zniecierpliwiłam się – Jestem w stanie zasnąć, tylko nie mogę sobie teraz na to pozwolić. Rozumiesz?
- Bree, co się dzieje? – zapytał chłopak, tym razem całkiem rozbudzonym głosem.
- Możemy się spotkać? Teraz? – zapytałam.
- Gdzie? – rzucił po prostu Rick. Poczułam do niego nagły przypływ sympatii.
- Znasz ten nieczynny plac zabaw dla dzieci na leśnej?
- Będę tam za piętnaście minut – odpowiedział i rozłączył się.
Uśmiechnęłam się i odłożyłam słuchawkę. Żeby dojść do placu zabaw potrzebowałam dziesięciu minut. Miałam więc trochę czasu w zapasie. Podeszłam do wielkiego lustra w przedpokoju i przejrzałam się. Ubrana byłam w to samo co wczoraj, czyli czarne jeansy i zieloną bluzkę z rękawami trzy czwarte. Moje rozpuszczone włosy były splątane i lekko natapirowane. Ze zdziwieniem wyciągnęłam z nich kilka gałązek i liści, które najwidoczniej zostały mi jeszcze z ostatniego spotkania z Rickiem. Spodnie nosiły ślady błota, a koszulka była lekko naddarta. Na dodatek, ogromne cienie pod moimi oczami dopełniały dzieła. Krótko mówiąc wyglądałam okropnie. Siłą woli powstrzymałam się, żeby zadzwonić do Ricka i odwołać spotkanie. Muszę iść, skoro już wyciągnęłam go z łóżka.
Westchnęłam głośno, założyłam kurtkę i cichutko wyszłam z domu.
Gdy dotarłam na miejsce, zauważyłam wielki czarny motor zaparkowany koło wejścia na plac zabaw. Przeskoczyłam niski płotek i ruszyłam w kierunku huśtawek, gdzie zauważyłam Ricka. Chłopak na mój widok zeskoczył z huśtawki i podbiegł do mnie.
- Bree, wszystko w porządku? Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony, chwytając mnie za ramiona.
- W porządku, Rick – odpowiedziałam, uśmiechając się.
Nie wiedziałam, że będzie się o mnie tak bardzo martwił. Było to zaskakujące, a jednocześnie bardzo przyjemne.
- W porządku?! Wyglądasz, jakbyś dopiero co dostała rolę w filmie George’a Romero!
- Jakbym dostała rolę w filmie? – zdziwiłam się. – No to chyba nie jest tak źle.
- George Romero to twórca „Nocy żywych trupów” – wyjaśnił dobitnie Rick.
- Och…
- Bree? Wiesz, że mnie możesz wszystko powiedzieć…
- Wiem, Rick  – odpowiedziałam – ale mi naprawdę nic nie jest. Zadzwoniłam do ciebie, bo musiałam z kimś porozmawiać, żeby nie zasnąć.
- Żeby nie zasnąć? Boisz się spać? Masz koszmary? – wypytywał Rick.
- Coś w tym stylu. – odpowiedziałam wymijająco.
Rick pokiwał głową z zrozumieniem.
- Chodź tu – powiedział i wyciągnął ręce w moją stronę.
Bez zastanowienia wtuliłam się w jego ramiona i nagle poczułam, że mogłabym spędzić w tej pozycji resztę życia. Pachniał bardzo przyjemnie.
Staliśmy przytuleni bardzo długo. W końcu Rick rozluźnił uścisk i pociągnął mnie na małą ławeczkę, stojącą pod ogromną wierzbą płaczącą. Usiadł, a ja położyłam się na ławeczce z głową na jego kolanach.
- Śpij – powiedział Rick, głaszcząc mnie po włosach. – teraz nie powinnaś mieć już żadnych nocnych koszmarów.
Wiedziałam, że nie mogę zasnąć, ale było mi tak przyjemnie, że odpłynęłam wraz z pierwszymi promieniami słońca, przedzierającymi się przez gałęzie wierzby.


*****

Obudziłam się na pryczy w leśnej chatce. Przez okno wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Natychmiast podniosłam się i zeskoczyłam zdenerwowana z pryczy.
- Żeby tak dać się facetowi omamić. – burknęłam pod nosem.
- Słucham? – zapytał męski głos.
Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Eithana. Siedział przy stole i  segregował zioła, które zebrałyśmy razem ze Sienną.
- Eithan, przestraszyłeś mnie! – zawołałam.
- Sienna ci nie mówiła, że przyjdę? – zapytał, przyglądając mi się.
- Coś wspominała. Pomóc ci? – wskazałam na zioła.
Eithan pokręcił głową.
- Już kończę – odpowiedział.
- Jak tam sobie chcesz.
Książę zaśmiał się. Spojrzałam na niego pytająco.
- W dalszym ciągu nie mogę się przyzwyczaić do waszej mowy, ale już coraz więcej rozumiem. Sienna mnie uczy. – wyjaśnił. – Zaskakujące jest również to, że mnie nie tytułujecie. Na początku traktowałem to jako zniewagę, ale teraz się cieszę. Nareszcie czuję się jak normalny człowiek.
Uśmiechnęłam się o niego.
Wtem drzwi trzasnęły i do środka wpadła zadyszana Sienna.
- Patrzcie co mam! – zawołała i położyła na stole starą księgę oprawioną w skórę.
- Co to jest? – zaciekawiłam się.
- Nikt cię nie śledził? – zapytał rzeczowo Eithan.
- Nikt, jestem pewna – oznajmiła dziewczyna.
- Dobrze. Więc o co chodzi? – zapytał książę otwierając księgę. – To wygląda jak zwykły spis magicznych roślin i ich właściwości – oznajmił.
- Tak, ale patrzcie na to! – powiedział Sienna i otworzyła księgę na stronie numer trzysta trzydzieści trzy. – Znalazłam to, gdy szukałam właściwości pewnej nieznanej mi rośliny, którą znalazłyśmy dzisiaj z Bree.
Nachyliliśmy się z Eithanem nad księgą i aż wciągnęłam powietrze z wrażenia. Całą stronę zajmował rysunek przedstawiający dwie kobiety. Jedna z nich ubrana była w długą, średniowieczną suknię. Druga zaś miała na sobie zwyczajne jeansy, bluzkę i adidasy.
- To niemożliwe – powiedziałam.
- Jak widać bardzo możliwe – odpowiedziała Sienna. – Cała książka zawiera podobne rysunki, przedstawiające skutki spożycia niektórych roślin. Ten rysunek natomiast nie jest przypisany do żadnej rośliny. Ktoś celowo go tutaj umieścił. Trzeba przyznać, że to bardzo dobre posunięcie, bo człowiek postronny nie zauważyłby w tym nic nadzwyczajnego.
- W jakim celu, ktoś miałby to tu umieścić? – zapytał Eithan.
- Nie mam pojęcia – Sienna rozłożyła ręce.
- Może ktoś chciał nam coś przekazać? – zapytałam.
- Raczej nie – oznajmiła dziewczyna – Pomyślcie, jak małe było prawdopodobieństwo, że któreś z nas to znajdzie.
- Do kogo należy ta książka? – zainteresował się Eithan.
- Znalazłam ją w biblioteczce Constantina.
- Myślicie, że on…
- Nie, na pewno nie. Gdyby o nas wiedział, to już dawno napomknąłby o tym w rozmowie ze mną! Przecież widujemy się codziennie.
- No tak… Ale coś tu nie pasuje. – oznajmił Eithan.
- Tutaj absolutnie nic nie pasuje! – gorączkowała się Sophie.
- Uspokój się Sienna. Mam pomysł – powiedział książę i wyciągnął nóż zza cholewki buta. Wbił nóż w okładkę i zaczął zdzierać z książki warstwę skóry. – Ojciec opowiadał mi kiedyś, że królowie przekazywali sobie w ten sposób informacje, żeby nie dostały się one w ręce wroga.
Po chwili na stół wypadł kawałek pergaminu złożony na cztery części. Sienna wzięła głęboki oddech i rozwinęła go. Na pergaminie, czarnym atramentem wykaligrafowane były słowa:



„Zjawią się niespodziewanie,
wbrew naturze i wbrew sobie.
Dwie przybędą wcześniej,
Jedna przyjdzie za nimi.
Dwie wśród drzew zielonych zesłane
Jedna na pustynie skazana z początku.
Jedna ma moc ran gojenia,
Druga walczy niczym mąż,
Trzecia moc ich zjednoczy,
miłością i uporem.
Żadnej zabraknąć nie może,
jeżeli sprzymierzeni
chcą wygrać wojnę
z wrogiem potężnym,
i duszę i serce ocalić.”


~~*~~


Przepraszamy za długą nieobecność. Mam nadzieję, że niniejszy rozdział choć trochę wynagrodził wam czekanie :). Teraz postaramy się już dodawać notki regularnie.

Podkład jest długi, ale naprawdę warto odsłuchać całość i wsłuchać się w słowa. Według mnie, tekst pasuje w jakiś sposób to wydarzeń opisanych w świecie średniowiecznym. Przekazuję pióro Inscriptum.

Autor: Ginger

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz