– Co to ma znaczyć?
– zapytał Eithan, pochylając się razem z nami nad starym pożółkłym pergaminem.
– Myślę, że to
przepowiednia – zdołałam wyszeptać. Gardło miałam ściśnięte.
– Też tak myślę –
odparła Sophie, podnosząc karteluszek, żeby mu się lepiej przyjrzeć.
– To trochę dziwna
przepowiednia. – Eithan oparł się o ścianę i spojrzał na nas. – Dotyczy was.
Wbiłam wzrok w
ziemię. Książę miał rację. Ten dziwny stary tekst miał z nami wiele wspólnego.
Przeraziłam się roli, jaką rzekomo miałyśmy odegrać w tym świecie. Usiadłam na
twardej pryczy Sophie i ukryłam twarz w dłoniach, rozmyślając. Po kilku minutach podniosłam głowę i spojrzałam na
Siennę i Eithana.
– A więc jesteśmy
wojowniczkami Sygetii – zawyrokowałam.
– Brakuje jeszcze
jednej do kompletu – uśmiechnęła się Sophie.
– To nie jest
śmieszne – zbeształam ją.
Dziewczyna spojrzała
na mnie uważnie i mrugnęła przyjaźnie, podchodząc.
– Bree, weź na luz
– powiedziała łagodnie. – Przecież to nie koniec świata.
– Obawiam się, że
nie masz racji, Sienno – odezwał się książę, podnosząc się z krzesła.
– Co masz na myśli?
– Sophie przeniosła wzrok na niego.
– Niedługo
rozpoczną się bitwy – sprecyzował Eithan. – A następnie wojna. Nie jesteście
przygotowane do walki.
Obszedłszy izbę,
zatrzymał się przy oknie, pocierając podbródek w zamyśleniu.
– W takim razie
musisz nas wyszkolić – odrzekła Sophie, krzyżując ramiona na piersiach.
– Przepowiednia
mówi, że oprócz was jest jeszcze jedna wojowniczka – zauważył książę, wbijając
wzrok w Sophie.
– Wiem. – Sienna
odwzajemniła spojrzenie. – Jednak jeśli niedługo ma wybuchnąć wojna, pojawienie
się trzeciej dziewczyny to tylko kwestia czasu.
– To chore –
jęknęłam żałośnie. – Wojna? Wojowniczki? Co jeszcze? Może magia?
Eithan rzucił mi
przeciągłe spojrzenie spod przymrużonych powiek. Zamilkłam, pocierając obolały kark. Źle, że tak mało spałam. To
przez Rodricka, który mnie tak sprytnie uśpił. Byłam wściekła na siebie, że tak
łatwo dałam się podejść. Jak ja mogłabym być wojowniczką, skoro dałam się
omamić facetowi? Wypuściłam powietrze ze świstem i pokręciłam głową.
– To co teraz
robimy? – zapytałam, opierając brodę na nadgarstku.
– Jak to co? –
zdziwiła się Sienna. – Zaczynamy edukację.
– Masz rację. –
Eithan przetarł dłonią twarz i spojrzał na nas. Wyglądał przygnębiająco z
podkrążonymi oczyma i zapadniętymi policzkami. – Czas nauczyć was walczyć… Ale
to dopiero jutro.
***
Obudził mnie
dziecięcy głos. Otworzyłam oczy i rozglądnęłam się nieprzytomnie dookoła. Nagle
zdałam sobie sprawę z tego, że leżę na ławce z głową na kolanach Ricka. Na
placu zabaw. Przed nami stał mały chłopczyk z kciukiem w ustach.
– Mamo! – wskazał
na nas małym paluszkiem. – Dlaczego oni tutaj śpią?
Zerwałam się z
kolan Rodricka i potrząsnęłam nim, żeby się obudził.
– Chodź, skarbie –
matka chłopczyka pociągnęła go za rączkę w stronę huśtawek, obdarzając nas
pogardliwym spojrzeniem. Chłopczyk obrócił główkę i przyglądał się nam z
zaciekawieniem, odchodząc.
– Co jest? –
wymamrotał sennie Rodrick, pocierając powieki.
– Zasnęliśmy –
wyjaśniłam, przeczesując włosy palcami. – Ta kobieta myśli, że się naćpaliśmy.
– Co ty? –
uśmiechnął się półgębkiem, spoglądając na mnie.
– Wyglądała jakby
chciała nas opluć – pokręciłam głową. – Dlaczego mi się tak przyglądasz?
– W sumie to się
jej nie dziwię – odparł, podpierając się na łokciu i przechylając głowę. –
Sądząc po twoim wyglądzie…
Nie dokończył, bo
szturchnęłam go pod żebra i zerwałam się z ławki. Rodrick ruszył za mną.
Uciekałam przed nim pomiędzy huśtawkami, ku dezaprobacie matek, a uciesze
szkrabów, jednak w końcu Rick mnie dopadł. Chwycił mnie wpół i zakręcił
dookoła. Krzyczałam, żeby mnie puścił i śmiałam się na przemian. Po chwili
postawił mnie na ziemi i przyciągnął do siebie. Patrzyłam w jego ciemnoniebieskie
oczy z odległości kilku centymetrów.
– Dziękuję, ze
przyszedłeś tutaj dla mnie w środku nocy – powiedziałam cicho.
– Raczej nad ranem
– uśmiechnął się do mnie szelmowsko. – I skąd pewność, że przyszedłem dla
ciebie? Zawsze marzyłem o spaniu na placu zabaw.
Wybuchnęliśmy
śmiechem i Rodrick zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku swych silnych ramion.
Nagle coś sobie
przypomniałam. Odsunęłam się od Rodricka i zapytałam:
– Która godzina?
Chłopak wyjął
telefon z kieszeni i odparł:
– Piętnaście po
siódmej, a co?
– Cholera jasna! –
złapałam się za głowę. – Muszę iść do szkoły!
– Spokojnie, mała –
Rodrick wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. – Zaraz będziesz w domu.
Uścisk jego
wielkiej ciepłej dłoni nieco mnie uspokoił. Założywszy kask, usiadłam za
Rickiem i objęłam go w pasie, przytulając się do jego pleców.
Tak jak obiecał po
chwili byliśmy pod moim domem. Zeskoczyłam z motoru i oddałam Rodrickowi kask.
Jeszcze raz mu podziękowałam i lekko pocałowałam w policzek.
– Trzymaj się, mała
– usłyszałam za sobą ten jego lekko zachrypnięty głos.
– Jak ty wyglądasz,
dziecko? – powitał mnie tata. – Gdzieś ty się z rana włóczyła?
– Oj, tato! –
wbiegłam do kuchni. – Nie mam teraz czasu, muszę lecieć do szkoły.
Ojciec zerknął na
zegarek nad lodówką i pokręcił głową z dezaprobatą.
Chwyciłam kanapkę z
talerza, połknęłam ją niemal w całości i popiłam herbatą zaspanego Brada, który
nawet tego nie zauważył. Potem pobiegłam do łazienki i wyszorowałam się pod
prysznicem. Wybiegłam z suszarką do włosów po czyste ubrania. Zakładałam
spodnie i jednocześnie suszyłam włosy. Gdy moja garderoba była kompletna,
szybko rozczesałam włosy i pociągnęłam rzęsy brązowym tuszem w nadziei, że może
to nieco odwróci uwagę od moich cieni pod oczami. Wybiegłam z domu dziesięć
minut przed ósmą i weszłam do klasy równo z dzwonkiem. Tom spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, ale się nie odezwał. Dopiero gdy uspokoiłam oddech, wyjaśniłam mu,
że źle spałam.
– Jak zwykle
ostatnio – skwitował, spoglądając na mnie uważnie. – Może Douglas coś na to
poradzi?
– Zapytam go
dzisiaj czy jest na to jakiś sposób – odrzekłam, mówiąc sobie w duchu, że na to
nie pomogą żadne proszki.
Na szczęście
dzisiaj miałam luźne lekcje, więc moje myśli krążyły wokół sprawy z przepowiednią.
Ja i wojowniczka? Parsknęłam cicho pod nosem. Nie wyobrażałam sobie tego.
Sophie owszem. Ona była zdeterminowana. A ja?
– Myślisz, że
jestem odważna i silna? – zapytałam znienacka Toma.
– Dlaczego pytasz?
– zdziwił się mój przyjaciel.
– Po prostu.
– Z pewnością
jesteś – odparł Tom po namyśle. – Pamiętam jak w podstawówce wymyślałaś różne
zasadzki z Sarą na mnie, Iana i resztę. Zawsze żądałaś rewanżu, gdy
wygrywaliśmy. Nie lubisz przegrywać.
– Pamiętam nasze
bitwy na śnieżki – uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając nasze beztroskie
dzieciństwo.
– Zrobiłaś na
feriach wielki lodowy mur i nikt wtedy nie mógł nas pobić – przytaknął Tom. – A
kiedy Fred powiedział w przedszkolu, że jesteś szczerbata, rzuciłaś się na
niego i wybiłaś mu jedynkę. Potem powiedziałaś, że jesteście równi. Wszyscy się
go bali, a ty mu tak dowaliłaś.
Wybuchnęliśmy
śmiechem, aż polonistka musiała nas uciszyć. Spojrzałam na Toma z wdzięcznością
i cicho mu podziękowałam.
– Za co? – zdziwił
się.
– Uświadomiłeś mi
coś bardzo ważnego.
***
Gdy budziłam się po
drugiej stronie byłam napełniona życiową energią. Troska Rodricka i słowa Toma
dały mi siłę i motywację do działania. Wczoraj ustaliliśmy razem z księciem
Eithanem, że zaczniemy szkolenie od rana.
– Dzień dobry,
wojowniczko – uśmiechnęła się sienna, wchodząc do chatki.
Ciemne włosy miała
spięte na skroniach, a ubrana była w skórzane spodnie i lniany kubraczek.
Wskazała na stół, gdzie leżało identyczne odzienie.
– Przebierz się –
powiedziała, podchodząc do kociołka, wiszącego nad paleniskiem. – Zaraz
zaczniemy naszą edukację.
Posłusznie wbiłam
się w ubranie, stwierdzając z zaskoczeniem, że jest niezwykle wygodne.
– Fajne, prawda? –
Sienna położyła na stole drewnianą miseczkę z korzenną polewką i łyżką. –
Wdzianko na polowania. Nie krępuje ruchów.
Przytaknęłam i
pochłonęłam ze smakiem zupę Sophie.
– Świetnie gotujesz
– stwierdziłam, wstając od stołu.
– To szkoła
Constantina – wyjaśniła Sophie, uśmiechając się pod nosem.
– Muszę go w końcu
poznać – odparłam.
Sienna roześmiała
się i wyszła z chatki. Poszłam w jej ślady i ujrzałam na zewnątrz księcia
Eithana w luźnym w luźnym stroju, podobnym do naszego. Przecierał szmatką
ostrze wielkiego imponującego miecza, ozdobionego drogocennymi klejnotami.
Otworzyłam usta ze zdumienia, podziwiając piękne oręże Eithana.
– Widzisz co z nią
z robiłeś, książę? – parsknęła śmiechem Sophie. – Teraz trzeba zbierać jej
szczękę z trawy.
Szturchnęłam
brunetkę, pokazując jej język
Eithan schował
miecz do pochwy i oparł je o pień pobliskiego drzewa. Żart Sophie rozładował
nieco napięcie widoczne na jego twarzy.
– Na razie będę was
uczył, używając tych patyków – podniósł trzy półmetrowe kije, wyciosane na
kształt miecza.
Podał jeden każdej
z nas i chwycił swój w obie dłonie, ustawiając się na lekko ugiętych kolanach.
– Taka pozycja
odciąża kręgosłup i utrzymuje w pogotowiu wszystkie mięśnie – tłumaczył,
obracając kij w jednej dłoni. – To pozwala na błyskawiczny atak i skuteczną
obronę.
Następnie
zademonstrował nam jak należy trzyma miecz i blokować ciosy. Poruszał się jak
błyskawica, zwinnie i z gracją obracając kij. Obserwowałam jak zahipnotyzowana
każdy jego ruch.
Gdy słońce znajdowało
się w zenicie, książę ogłosił przerwę.
– Czas na obiad –
oznajmił, odrzucając kij na trawę. – Wracam do zamku. Przyjadę wieczorem.
Koniec ćwiczeń na dzisiaj.
Pożegnałyśmy się z
nim i weszłyśmy do chatki.
Obróciłam się w
wejściu, obserwując księcia. Podniósł miecz i z czcią przypasał go do swojego
boku. Jego ciemne pofalowane włosy zalśniły kasztanowo w blasku południowego
słońca. Książę wskoczył na siodło i popędził konia.
– Już niedługo –
usłyszałam głos Sienny.
Obróciłam głowę i
na nią spojrzałam.
– Co?
– Przygotowuje się
do wojny – odparła brunetka, obracając się w stronę paleniska. Wrzuciła drewno
do ognia, rozniecając go. – Kiedy pomiędzy królestwami panował pokój, Eithan
nie był taki ponury.
– Tak, mówiłaś –
przypomniałam sobie, siadając przy stole.
– Dużo mówił i się
uśmiechał – wspominała Sophie. – Brakuje mi dawnego księcia.
Sienna podała mi
warzywa do pokrojenia. Sama obierała korzenie na obiad.
– Musimy wygrać tę
wojnę – powiedziała, odgarniając niesforny kosmyk włosów, wysunięty spod
wsuwki.
– A co jeśli jej
nie wygramy? – spytałam cicho, patrząc na nią.
– Nie wiem. –
Sienna nie spojrzała na mnie. – I nie chcę wiedzieć.
***
Zjadłyśmy w
milczeniu przygotowany posiłek. Po południu Sienna czytała mi tutejsze legendy
ze starych ksiąg, potem obserwowałam jak przygotowuje maść z ususzonych
wcześniej ziół, mówiąc że to zadanie domowe od Constantina.
Dzień minął nam
szybko. Niedługo przed zachodem słońca Sienna wyjęła z szafki dwa wiklinowe
koszyczki.
– Nazbieramy trochę
jagód na podwieczorek – uśmiechnęła się. – Co ty na to?
Zgodziłam się i
wyszłyśmy z chatki, kierując się leśną ścieżką do wnętrza lasu. Sophie świetnie
odnajdywała ukryte wśród poszycia krzaczki pokryte ciemnymi słodkimi owocami.
Opowiadała mi jak niechcący rozstroiła gitarę Billowi przed koncertem. Chłopak
zorientował się dopiero na scenie. Jednak w wyniku tego nieporozumienia powstał
całkiem nowy kawałek z przestrojonym basem w tle.
Spacerowałyśmy
roześmiane, pochylając się od czasu do czasu, by zerwać jagody, gdy nagle
usłyszałyśmy tętent końskich kopyt i brzęk stali. Zamarłyśmy. Po chwili Sienna
dała znak, żebym za nią poszła. Pobiegłyśmy między drzewami i dotarłyśmy do
źródła dźwięku. Dziewczyna położyła palec na ustach, po czym wyjrzałyśmy zza
zasłony krzaków.
Na niewielkiej
polanie znajdowało się czterech jeźdźców, walczących ze sobą. Z przerażeniem
stwierdziłam, że jednym z nich był książę Eithan. zeskoczył z konia, dobywając
miecza. Reszta natarła na niego. Eithan zręcznie odpierał ciosy i zwinnie
atakował. Poruszał się lekko, jak w tańcu. Powalił dwóch przeciwników w ciągu
kilkunastu sekund. Klinga miecza odbijała promienie zachodzącego słońca,
przydając postaci księcia osobliwy, majestatyczny wygląd. W pewnej chwili
zakręcił młyńca i ciął przeciwnika w pierś. Mężczyzna upadł przed nim na
kolana. Z rany trysnęła krew.
Książę oddychał
ciężko. Schował zakrwawiony miecz do pochwy i obrócił się w stronę konia.
Wierzchowce zabitych rozbiegły się po lesie w czasie walki.
Zerwałam się i
pobiegłam do niego, odrzucając koszyk z jagodami.
– Nic ci nie jest?
– wydyszałam.
– Co ty tutaj
robisz?! – zmarszczył się gniewnie książę. – Tu jest niebezpiecznie!
Jego lewy policzek
i szyja były opryskane krwią. Wyglądał naprawdę groźnie.
– Chodźmy do chaty
– za nami pojawiła się Sienna. – Jesteś pewny, ze było ich trzech?
– Tak. – Książę
przytaknął.
Chwycił wodze konia
i poprowadził go miedzy drzewa. Szłyśmy obok, gdy wtem Eithan zgiął się wpół i
upadł na jedno kolano, chwytając się za prawy bok. Spomiędzy jego palców
wypływała krew…
~*~
Tamtaramtam! Ha!
Rozdział w jeden dzień, jestem miszczem. I co wy na to? ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz