środa, 19 kwietnia 2017

13. Odwaga i siła

   – Co to ma znaczyć? – zapytał Eithan, pochylając się razem z nami nad starym pożółkłym pergaminem.
   – Myślę, że to przepowiednia – zdołałam wyszeptać. Gardło miałam ściśnięte.
   – Też tak myślę – odparła Sophie, podnosząc karteluszek, żeby mu się lepiej przyjrzeć.
   – To trochę dziwna przepowiednia. – Eithan oparł się o ścianę i spojrzał na nas. – Dotyczy was.
   Wbiłam wzrok w ziemię. Książę miał rację. Ten dziwny stary tekst miał z nami wiele wspólnego. Przeraziłam się roli, jaką rzekomo miałyśmy odegrać w tym świecie. Usiadłam na twardej pryczy Sophie i ukryłam twarz w dłoniach, rozmyślając. Po kilku  minutach podniosłam głowę i spojrzałam na Siennę i Eithana.
   – A więc jesteśmy wojowniczkami Sygetii – zawyrokowałam.
   – Brakuje jeszcze jednej do kompletu – uśmiechnęła się Sophie.
   – To nie jest śmieszne – zbeształam ją.
   Dziewczyna spojrzała na mnie uważnie i mrugnęła przyjaźnie, podchodząc.
   – Bree, weź na luz – powiedziała łagodnie. – Przecież to nie koniec świata.
   – Obawiam się, że nie masz racji, Sienno – odezwał się książę, podnosząc się z krzesła.
   – Co masz na myśli? – Sophie przeniosła wzrok na niego.
   – Niedługo rozpoczną się bitwy – sprecyzował Eithan. – A następnie wojna. Nie jesteście przygotowane do walki.
   Obszedłszy izbę, zatrzymał się przy oknie, pocierając podbródek w zamyśleniu.
   – W takim razie musisz nas wyszkolić – odrzekła Sophie, krzyżując ramiona na piersiach.
   – Przepowiednia mówi, że oprócz was jest jeszcze jedna wojowniczka – zauważył książę, wbijając wzrok w Sophie.
   – Wiem. – Sienna odwzajemniła spojrzenie. – Jednak jeśli niedługo ma wybuchnąć wojna, pojawienie się trzeciej dziewczyny to tylko kwestia czasu.
   – To chore – jęknęłam żałośnie. – Wojna? Wojowniczki? Co jeszcze? Może magia?
   Eithan rzucił mi przeciągłe spojrzenie spod przymrużonych powiek. Zamilkłam, pocierając  obolały kark. Źle, że tak mało spałam. To przez Rodricka, który mnie tak sprytnie uśpił. Byłam wściekła na siebie, że tak łatwo dałam się podejść. Jak ja mogłabym być wojowniczką, skoro dałam się omamić facetowi? Wypuściłam powietrze ze świstem i pokręciłam głową.
   – To co teraz robimy? – zapytałam, opierając brodę na nadgarstku.
   – Jak to co? – zdziwiła się Sienna. – Zaczynamy edukację.
   – Masz rację. – Eithan przetarł dłonią twarz i spojrzał na nas. Wyglądał przygnębiająco z podkrążonymi oczyma i zapadniętymi policzkami. – Czas nauczyć was walczyć… Ale to dopiero jutro.


***

   Obudził mnie dziecięcy głos. Otworzyłam oczy i rozglądnęłam się nieprzytomnie dookoła. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że leżę na ławce z głową na kolanach Ricka. Na placu zabaw. Przed nami stał mały chłopczyk z kciukiem w ustach.
   – Mamo! – wskazał na nas małym paluszkiem. – Dlaczego oni tutaj śpią?
   Zerwałam się z kolan Rodricka i potrząsnęłam nim, żeby się obudził.
   – Chodź, skarbie – matka chłopczyka pociągnęła go za rączkę w stronę huśtawek, obdarzając nas pogardliwym spojrzeniem. Chłopczyk obrócił główkę i przyglądał się nam z zaciekawieniem, odchodząc.
   – Co jest? – wymamrotał sennie Rodrick, pocierając powieki.
   – Zasnęliśmy – wyjaśniłam, przeczesując włosy palcami. – Ta kobieta myśli, że się naćpaliśmy.
   – Co ty? – uśmiechnął się półgębkiem, spoglądając na mnie.
   – Wyglądała jakby chciała nas opluć – pokręciłam głową. – Dlaczego mi się tak przyglądasz?
   – W sumie to się jej nie dziwię – odparł, podpierając się na łokciu i przechylając głowę. – Sądząc po twoim wyglądzie…
   Nie dokończył, bo szturchnęłam go pod żebra i zerwałam się z ławki. Rodrick ruszył za mną. Uciekałam przed nim pomiędzy huśtawkami, ku dezaprobacie matek, a uciesze szkrabów, jednak w końcu Rick mnie dopadł. Chwycił mnie wpół i zakręcił dookoła. Krzyczałam, żeby mnie puścił i śmiałam się na przemian. Po chwili postawił mnie na ziemi i przyciągnął do siebie. Patrzyłam w jego ciemnoniebieskie oczy z odległości kilku centymetrów.
   – Dziękuję, ze przyszedłeś tutaj dla mnie w środku nocy – powiedziałam cicho.
   – Raczej nad ranem – uśmiechnął się do mnie szelmowsko. – I skąd pewność, że przyszedłem dla ciebie? Zawsze marzyłem o spaniu na placu zabaw.
   Wybuchnęliśmy śmiechem i Rodrick zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku swych silnych ramion.
   Nagle coś sobie przypomniałam. Odsunęłam się od Rodricka i zapytałam:
   – Która godzina?
   Chłopak wyjął telefon z kieszeni i odparł:
   – Piętnaście po siódmej, a co?
   – Cholera jasna! – złapałam się za głowę. – Muszę iść do szkoły!
   – Spokojnie, mała – Rodrick wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą. – Zaraz będziesz w domu.
   Uścisk jego wielkiej ciepłej dłoni nieco mnie uspokoił. Założywszy kask, usiadłam za Rickiem i objęłam go w pasie, przytulając się do jego pleców.
   Tak jak obiecał po chwili byliśmy pod moim domem. Zeskoczyłam z motoru i oddałam Rodrickowi kask. Jeszcze raz mu podziękowałam i lekko pocałowałam w policzek.
   – Trzymaj się, mała – usłyszałam za sobą ten jego lekko zachrypnięty głos.
   – Jak ty wyglądasz, dziecko? – powitał mnie tata. – Gdzieś ty się z rana włóczyła?
   – Oj, tato! – wbiegłam do kuchni. – Nie mam teraz czasu, muszę lecieć do szkoły.
   Ojciec zerknął na zegarek nad lodówką i pokręcił głową z dezaprobatą.
   Chwyciłam kanapkę z talerza, połknęłam ją niemal w całości i popiłam herbatą zaspanego Brada, który nawet tego nie zauważył. Potem pobiegłam do łazienki i wyszorowałam się pod prysznicem. Wybiegłam z suszarką do włosów po czyste ubrania. Zakładałam spodnie i jednocześnie suszyłam włosy. Gdy moja garderoba była kompletna, szybko rozczesałam włosy i pociągnęłam rzęsy brązowym tuszem w nadziei, że może to nieco odwróci uwagę od moich cieni pod oczami. Wybiegłam z domu dziesięć minut przed ósmą i weszłam do klasy równo z dzwonkiem. Tom spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale się nie odezwał. Dopiero gdy uspokoiłam oddech, wyjaśniłam mu, że źle spałam.
   – Jak zwykle ostatnio – skwitował, spoglądając na mnie uważnie. – Może Douglas coś na to poradzi?
   – Zapytam go dzisiaj czy jest na to jakiś sposób – odrzekłam, mówiąc sobie w duchu, że na to nie pomogą żadne proszki.
   Na szczęście dzisiaj miałam luźne lekcje, więc moje myśli krążyły wokół sprawy z przepowiednią. Ja i wojowniczka? Parsknęłam cicho pod nosem. Nie wyobrażałam sobie tego. Sophie owszem. Ona była zdeterminowana. A ja?
   – Myślisz, że jestem odważna i silna? – zapytałam znienacka Toma.
   – Dlaczego pytasz? – zdziwił się mój przyjaciel.
   – Po prostu.
   – Z pewnością jesteś – odparł Tom po namyśle. – Pamiętam jak w podstawówce wymyślałaś różne zasadzki z Sarą na mnie, Iana i resztę. Zawsze żądałaś rewanżu, gdy wygrywaliśmy. Nie lubisz przegrywać.
   – Pamiętam nasze bitwy na śnieżki – uśmiechnęłam się pod nosem, wspominając nasze beztroskie dzieciństwo.
   – Zrobiłaś na feriach wielki lodowy mur i nikt wtedy nie mógł nas pobić – przytaknął Tom. – A kiedy Fred powiedział w przedszkolu, że jesteś szczerbata, rzuciłaś się na niego i wybiłaś mu jedynkę. Potem powiedziałaś, że jesteście równi. Wszyscy się go bali, a ty mu tak dowaliłaś.
   Wybuchnęliśmy śmiechem, aż polonistka musiała nas uciszyć. Spojrzałam na Toma z wdzięcznością i cicho mu podziękowałam.
   – Za co? – zdziwił się.
   – Uświadomiłeś mi coś bardzo ważnego.


***

   Gdy budziłam się po drugiej stronie byłam napełniona życiową energią. Troska Rodricka i słowa Toma dały mi siłę i motywację do działania. Wczoraj ustaliliśmy razem z księciem Eithanem, że zaczniemy szkolenie od rana.
   – Dzień dobry, wojowniczko – uśmiechnęła się sienna, wchodząc do chatki.
   Ciemne włosy miała spięte na skroniach, a ubrana była w skórzane spodnie i lniany kubraczek. Wskazała na stół, gdzie leżało identyczne odzienie.
   – Przebierz się – powiedziała, podchodząc do kociołka, wiszącego nad paleniskiem. – Zaraz zaczniemy naszą edukację.
   Posłusznie wbiłam się w ubranie, stwierdzając z zaskoczeniem, że jest niezwykle wygodne.
   – Fajne, prawda? – Sienna położyła na stole drewnianą miseczkę z korzenną polewką i łyżką. – Wdzianko na polowania. Nie krępuje ruchów.
   Przytaknęłam i pochłonęłam ze smakiem zupę Sophie.
   – Świetnie gotujesz – stwierdziłam, wstając od stołu.
   – To szkoła Constantina – wyjaśniła Sophie, uśmiechając się pod nosem.
   – Muszę go w końcu poznać – odparłam.
   Sienna roześmiała się i wyszła z chatki. Poszłam w jej ślady i ujrzałam na zewnątrz księcia Eithana w luźnym w luźnym stroju, podobnym do naszego. Przecierał szmatką ostrze wielkiego imponującego miecza, ozdobionego drogocennymi klejnotami. Otworzyłam usta ze zdumienia, podziwiając piękne oręże Eithana.
   – Widzisz co z nią z robiłeś, książę? – parsknęła śmiechem Sophie. – Teraz trzeba zbierać jej szczękę z trawy.
   Szturchnęłam brunetkę, pokazując jej język
   Eithan schował miecz do pochwy i oparł je o pień pobliskiego drzewa. Żart Sophie rozładował nieco napięcie widoczne na jego twarzy.
   – Na razie będę was uczył, używając tych patyków – podniósł trzy półmetrowe kije, wyciosane na kształt miecza.
   Podał jeden każdej z nas i chwycił swój w obie dłonie, ustawiając się na lekko ugiętych kolanach.
   – Taka pozycja odciąża kręgosłup i utrzymuje w pogotowiu wszystkie mięśnie – tłumaczył, obracając kij w jednej dłoni. – To pozwala na błyskawiczny atak i skuteczną obronę.
   Następnie zademonstrował nam jak należy trzyma miecz i blokować ciosy. Poruszał się jak błyskawica, zwinnie i z gracją obracając kij. Obserwowałam jak zahipnotyzowana każdy jego ruch.
   Gdy słońce znajdowało się w zenicie, książę ogłosił przerwę.
   – Czas na obiad – oznajmił, odrzucając kij na trawę. – Wracam do zamku. Przyjadę wieczorem. Koniec ćwiczeń na dzisiaj.
   Pożegnałyśmy się z nim i weszłyśmy do chatki.
   Obróciłam się w wejściu, obserwując księcia. Podniósł miecz i z czcią przypasał go do swojego boku. Jego ciemne pofalowane włosy zalśniły kasztanowo w blasku południowego słońca. Książę wskoczył na siodło i popędził konia.
   – Już niedługo – usłyszałam głos Sienny.
   Obróciłam głowę i na nią spojrzałam.
   – Co?
   – Przygotowuje się do wojny – odparła brunetka, obracając się w stronę paleniska. Wrzuciła drewno do ognia, rozniecając go. – Kiedy pomiędzy królestwami panował pokój, Eithan nie był taki ponury.
   – Tak, mówiłaś – przypomniałam sobie, siadając przy stole.
   – Dużo mówił i się uśmiechał – wspominała Sophie. – Brakuje mi dawnego księcia.
   Sienna podała mi warzywa do pokrojenia. Sama obierała korzenie na obiad.
   – Musimy wygrać tę wojnę – powiedziała, odgarniając niesforny kosmyk włosów, wysunięty spod wsuwki.
   – A co jeśli jej nie wygramy? – spytałam cicho, patrząc na nią.
   – Nie wiem. – Sienna nie spojrzała na mnie. – I nie chcę wiedzieć.


***

   Zjadłyśmy w milczeniu przygotowany posiłek. Po południu Sienna czytała mi tutejsze legendy ze starych ksiąg, potem obserwowałam jak przygotowuje maść z ususzonych wcześniej ziół, mówiąc że to zadanie domowe od Constantina.
   Dzień minął nam szybko. Niedługo przed zachodem słońca Sienna wyjęła z szafki dwa wiklinowe koszyczki.
   – Nazbieramy trochę jagód na podwieczorek – uśmiechnęła się. – Co ty na to?
   Zgodziłam się i wyszłyśmy z chatki, kierując się leśną ścieżką do wnętrza lasu. Sophie świetnie odnajdywała ukryte wśród poszycia krzaczki pokryte ciemnymi słodkimi owocami. Opowiadała mi jak niechcący rozstroiła gitarę Billowi przed koncertem. Chłopak zorientował się dopiero na scenie. Jednak w wyniku tego nieporozumienia powstał całkiem nowy kawałek z przestrojonym basem w tle.
   Spacerowałyśmy roześmiane, pochylając się od czasu do czasu, by zerwać jagody, gdy nagle usłyszałyśmy tętent końskich kopyt i brzęk stali. Zamarłyśmy. Po chwili Sienna dała znak, żebym za nią poszła. Pobiegłyśmy między drzewami i dotarłyśmy do źródła dźwięku. Dziewczyna położyła palec na ustach, po czym wyjrzałyśmy zza zasłony krzaków.
   Na niewielkiej polanie znajdowało się czterech jeźdźców, walczących ze sobą. Z przerażeniem stwierdziłam, że jednym z nich był książę Eithan. zeskoczył z konia, dobywając miecza. Reszta natarła na niego. Eithan zręcznie odpierał ciosy i zwinnie atakował. Poruszał się lekko, jak w tańcu. Powalił dwóch przeciwników w ciągu kilkunastu sekund. Klinga miecza odbijała promienie zachodzącego słońca, przydając postaci księcia osobliwy, majestatyczny wygląd. W pewnej chwili zakręcił młyńca i ciął przeciwnika w pierś. Mężczyzna upadł przed nim na kolana. Z rany trysnęła krew.
   Książę oddychał ciężko. Schował zakrwawiony miecz do pochwy i obrócił się w stronę konia. Wierzchowce zabitych rozbiegły się po lesie w czasie walki.
   Zerwałam się i pobiegłam do niego, odrzucając koszyk z jagodami.
   – Nic ci nie jest? – wydyszałam.
   – Co ty tutaj robisz?! – zmarszczył się gniewnie książę. – Tu jest niebezpiecznie!
   Jego lewy policzek i szyja były opryskane krwią. Wyglądał naprawdę groźnie.
   – Chodźmy do chaty – za nami pojawiła się Sienna. – Jesteś pewny, ze było ich trzech?
   – Tak. – Książę przytaknął.
   Chwycił wodze konia i poprowadził go miedzy drzewa. Szłyśmy obok, gdy wtem Eithan zgiął się wpół i upadł na jedno kolano, chwytając się za prawy bok. Spomiędzy jego palców wypływała krew…


~*~


   Tamtaramtam! Ha! Rozdział w jeden dzień, jestem miszczem. I co wy na to? ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz