środa, 19 kwietnia 2017

7. Polowanie

   Gdy obudziłam się rano w mojej komnacie, za okiennicami świeciło słońce. Wstałam z łóżka i podeszłam do wielkiej mahoniowej szafy, stojącej w rogu pomieszczenia. Wczoraj Eve zapełniła ją mnóstwem ubrań, abym sama mogła wybierać swoje stroje. Dzisiaj miało się odbyć polowanie, a ja musiałam w nim uczestniczyć. Tak więc, trzeba było wybrać jakąś ładną suknię.
   Otworzyłam szeroko drzwi szafy i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Przejrzałam mnóstwo eleganckich kreacji, aż w końcu natrafiłam na szmaragdowozieloną suknię z aksamitu. Miała kwadratowy dekolt ozdabiany złotą nitką, bufiaste rękawy i luźno opadający dół, który falował przy każdym kroku.
   Eve przyszła do mojej komnaty, gdy mierzyłam suknię. Spojrzała na mnie z zachwytem i powiedziała, że wyglądam w niej przepięknie. Zapytałam ją czy nadaje się na polowanie, a dziewczyna zapewniła mnie, że jest idealna. Później pomogła mi przy toalecie i zasznurowała mi gorset. Włosy szybko rozczesałam i pozwoliłam im swobodnie opaść na ramiona. Po chwili byłam już gotowa. Eve zaprowadziła mnie do królewskiej komnaty na śniadanie. Przez cały posiłek Quinella opowiadała mi o wczorajszej wizycie u przyjaciółki. Jednak moją uwagę bardziej przykuwał książę Eithan. Zeszłego dnia wydawał się nachmurzony i czymś mocno przygnębiony. Natomiast dzisiaj był weselszy i energiczny.
   – Dlaczego nic nie jesz? – zapytała mnie Quinella. – Niczego nie tknęłaś.
   – Nie jestem głodna – odparłam, upijając łyk soku jabłkowego.
   – Musisz coś zjeść, przecież za godzinę wyruszacie na polowanie – nie ustępowała.
   Westchnęłam i sięgnęłam po kromkę ciemnego pieczywa. Posmarowałam ją miodem i szybko zjadłam. Czułam jak mój skurczony z nerwów żołądek protestuje. Do końca śniadania siedziałam przy stole popijając sok i udając, że słucham trajkotającej obok Quinelli. Z każdą minutą denerwowałam się coraz bardziej. W końcu śniadanie się skończyło i król Marred wraz ze swoim synem i szlachtą udali się do królewskich stajni. Książę Eithan podszedł do mnie, uśmiechając się.
   – Pozwól Brianno, że cię zaprowadzę – zaproponował.
   Skinęłam głową i udaliśmy się w stronę dziedzińca. Gdy wyszliśmy z zamku, Eithan skręcił i po chwili doszliśmy do królewskich stajni, umiejscowionych bezpośrednio za zamkiem.
   – Poczekaj tutaj, za chwilę przyprowadzę konie.
   – Co? – zapytałam zdezorientowana, ale książę już się oddalił.
   Po chwili wyszedł ze stajni prowadząc dwa osiodłane konie. W jednym z nich rozpoznałam jego Werxa. Drugi był bułany i miał ciemną długą grzywę. Eithan podał mi do ręki jego wodze. Mój żołądek ścisnął bolesny skurcz. Miałam ochotę wykrzyczeć, że nie umiem jeździć konno, jednak nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Stałam jak słup soli i wpatrywałam się w konia.
   – Brianno, coś nie tak? – zapytał Eithan, przyglądając mi się.
   – Nie… – wykrztusiłam wreszcie. – Wszystko w porządku.
   – To Jantar – wskazał głową zwierzę. – Jest trochę niesforny, ale bardzo szybki.
   – Niesforny? – przełknęłam głośno ślinę.
   – Czasem nie słucha – odparł książę.
   Pomógł mi dosiąść konia. Gdy tylko znalazłam się w siodle moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Miałam ochotę zemdleć i wywinąć się od polowania. Książę uśmiechnął się do mnie i poprawił popręg oraz strzemiona. Zacisnęłam ręce na wodzach i starałam się uspokoić. Eithan wskoczył na Werxa.
   – Co ja mam robić podczas tego polowania? – zapytałam marszcząc brwi.
   – Wystarczy, że będziesz się trzymać blisko nas – odparł rozbawiony książę. – Wnioskuję po twojej minie, że rola maskotki nie przypadła ci do gustu.
   Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ reszta mężczyzn ruszyła naprzód. Któryś z nich dał znak Eithanowi. Książę obrócił się do mnie, uśmiechnął pokrzepiająco i popędził konia. Pociągnęłam wodze i zwierzę ruszyło do przodu, doganiając Eithana. Uśmiechnęłam się pod nosem szczęśliwa, że Jantar mnie posłuchał. Nadal czułam się niepewnie, ale paraliżujący strach minął.
   Droga do Szmaragdowego Boru minęła bardzo szybko. Przez cały czas Eithan opowiadał mi o poprzednich polowaniach. W miarę upływu czasu i słuchania opowieści księcia, napięcie opadło. Jantar był spokojny i posłuszny, dzięki czemu mogłam się rozluźnić. Nawet kierowanie nim nie sprawiało mi już problemu, gdyż obserwowałam jak to robi Eithan, a potem go naśladowałam.
   – Teraz wypuszczą psy – poinformował mnie Eithan. – Gdy coś wywęszą ruszymy za zwierzyną. Musisz wtedy trzymać się niedaleko nas, bo w przeciwnym razie prędko się zgubisz.
   – Rozumiem. – Pokiwałam głową.
   Książę krzyknął na Werxa i dołączył do reszty mężczyzn. Ruszyłam za nimi, utrzymując odpowiedni dystans. Po kilku minutach rozległo się głośne ujadanie chartów, co oznaczało wytropienie zwierzyny. Wszyscy ruszyli naprzód galopem. Pociągnęłam mocno za wodze i spięłam boki konia, by ich nie zgubić. Jantar szybko zareagował i dogonił mężczyzn. Trzymałam się kurczowo wodzy i przylgnęłam do szyi konia. Pędziliśmy wgłąb lasu jakiś kwadrans, gdy nagle wszyscy się zatrzymali. Zostałam w tyle obserwując rozwój wydarzeń. Król Marred mierzył do sarny, oddalonej o kilkadziesiąt metrów. Wystrzelił, a zwierzę upadło na ziemię. Wszyscy pogalopowali do ubitego zwierzęcia. Gdy król Marred zszedł z konia, by podziwiać swoją zdobycz, nagle sarna zerwała się z trawy i pobiegła wgłąb lasu. Król zaklął i pobiegł z powrotem do konia.
   – Ja to zrobię, ojcze! – krzyknął Eithan.
   Popędził za sarną. Reszta mężczyzn ruszyła w ślad za nim. Książę pędził na przodzie. W pewnej chwili puścił wodze i sięgnął po łuk. Wyjąwszy strzałę z kołczanu zawieszonego na plecach, wymierzył i strzelił. Zarejestrowałam jedynie błysk i świst pędzącej strzały. Po chwili ujrzeliśmy dobitą sarnę. Nie był to najmilszy widok.
   Później polowanie rozkręciło się na całego. Jak zwykle trzymałam się na uboczu, a mężczyźni strzelali do kolejnych zwierząt. Po dwóch godzinach straciłam rachubę, gdyż co chwilę ubijano jakiegoś dzika lub sarnę. Książę Eithan ustrzelił z łuku kilkanaście ptaków.
   – Przyniosłaś nam dzisiaj naprawdę dużo szczęścia, Brianno – zagaił Eithan, wyrównując się ze mną. – Ojciec jest bardzo zadowolony.
   – Cieszę się – odparłam wesoło się uśmiechając.
   Nagle niedaleko nas padł strzał. Jantar przeraźliwie zarżał i puścił się galopem do przodu. Krzyknęłam przerażona. Chwyciłam wodze i próbowałam go zatrzymać, jednak zwierzę pędziło jak oszalałe. Moją twarz chłostał wiatr i gałązki drzew. Ramiona bolały mnie od ściskania kurczowo wodzy. Powoli zaczęłam tracić równowagę. Poczułam jak żołądek wędruje mi do gardła. Wtedy obok ujrzałam pędzącego Eithana. Zbliżył się do mnie i wyciągnął ręce. Bez namysłu puściłam wodze i chwyciłam go za nadgarstki. Pociągnął mnie mocno do siebie i znalazłam się na jego koniu. Przylgnęłam do niego przerażona. On objął mnie ramieniem i zwolnił. Gdy się zatrzymaliśmy, spojrzał mi w oczy i zapytał troskliwie:
   – Wszystko w porządku?
   Nie mogłam wydobyć z siebie głosu, więc tylko skinęłam głową. Serce nadal biło mi jak oszalałe.
   – Z powrotem pojedziesz ze mną – obrócił Werxa i popędził w stronę reszty.
   Gdy znaleźliśmy się wśród mężczyzn Eithan rozkazał służbie odnaleźć Jantara. Dwóch służących ruszyło jego śladem, natomiast my skierowaliśmy się w przeciwną stronę. Przez całą drogę powrotną siedziałam tyłem do Eithana. Na początku odsunęłam się od niego, jednak on objął mnie ramieniem i przysunął z powrotem do siebie.
   – Za chwilę spadniesz z Werxa – zrugał mnie.
   Tak więc do końca drogi posłusznie opierałam się plecami o umięśniony tors księcia i trzymałam za grzywę Werxa. Byłam tym trochę speszona, jednak nie narzekałam na niewygodę. Obserwowałam niesamowite krajobrazy wokół, myśląc o tych dziwnych zdarzeniach. Czy to możliwe, że moje sny są tak realistyczne? Że gdy tylko zasypiam przenoszę się do równoległego świata? Do tego nieustannie to kontynuuję… A więc dlaczego nie pamiętam ani jednego z tych snów? Co się ze mną dzieje…?
   Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy widok. Dojechaliśmy do zamku. Książę zatrzymał Werxa, sprawnie z niego zeskoczył, po czym niespodziewanie chwycił mnie w talii i zdjął z konia. Zaskoczył mnie tym, dlatego na moje policzki wypłynął rumieniec. Podziękowałam mu, a on w odpowiedzi skinął głową i poprowadził Werxa do stajni.

   Po polowaniu odbyła się huczna uczta. Jak się później okazało łowy należały do bardzo udanych. W rezultacie król Marred wzniósł toast na moją cześć. Czułam się nieco zakłopotana, ale cieszyłam się, że nie było gorzej.
   Kiedy uwagę biesiadników odwróciło wino i pieśni, odetchnęłam z ulgą. Dopiero wtedy poczułam niesamowity głód i na powrót odzyskałam apetyt. Zajadałam ze smakiem co było w zasięgu.
   Gdy już najadłam się do syta, poczułam senność. Wyszłam z komnaty i skierowałam się do swojej sypialni, gdy nagle o coś uderzyłam. Podniosłam głowę i ujrzałam twarz księcia Eithana.
   – Przepraszam – wykrztusiłam.
   Eithan jedynie się uśmiechnął. Chciałam go wyminąć, ale skinął na mnie głową i bez słowa pozwoliłam mu się poprowadzić. Jak się po chwili okazało znaleźliśmy się na balkonie. Tym samym, na którym pierwszy raz ze sobą rozmawialiśmy. Książę milczał, wpatrując się w księżyc, który błyszczał na niebie w pełnej krasie, oświetlając jego zamyślone oblicze.
   – Chcę ci podziękować za to, że dzisiaj mnie uratowałeś – powiedziałam cicho.
   Książę obrócił twarz w moją stronę, uśmiechając się tajemniczo.
   – Dzisiaj mija tydzień odkąd cię spotkałem, a wydaje mi się, że wcale cię nie znam – szepnął cicho, ignorując moje podziękowanie. – Czasem, gdy jesteś zamyślona, wyglądasz jakbyś była nieobecna. Nie mogę cię rozszyfrować, Brianno…
   – Mogę powiedzieć o tobie to samo – odparłam, przyglądając mu się.
   W jego ciemnych oczach pojawił się błysk. Zerknął przelotnie na księżyc, a potem z powrotem spojrzał na mnie.
   – Nie umiesz jeździć konno – stwierdził, patrząc mi w oczy. – To niespotykane w naszym królestwie.
   – Pochodzę z innej krainy – odpowiedziałam twardo, jednak w środku bałam się, że Eithan zacznie snuć podejrzenia.
   – A więc skąd pochodzisz, Brianno? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
   – Z… Gorhanu – palnęłam bezmyślnie.
   – Nie znam takiej krainy… – zamyślił się książę.
   – To dlatego, że jest bardzo daleko stąd – próbowałam oczyścić się z podejrzeń.
   Eithan odgarnął włosy z czoła w zamyśleniu. Musiałam jak najprędzej odciągnąć jego uwagę od wyimaginowanej krainy, z której rzekomo pochodziłam.
   – Nadal nie powiedziałeś mi o czym wtedy myślałeś – zagaiłam, opierając łokcie na kamiennej balustradzie.
   – To nie jest odpowiedni czas – odparł książę, marszcząc brwi. – Wrócimy do tego kiedy indziej, a tymczasem.. Dobranoc, Brianno.
   Spojrzałam w jego ciemne oczy z zaciekawieniem, jednak nic z nich nie wyczytałam. Pożegnałam się z nim i udałam do swojej komnaty. Po chwili służki przyszły pomóc mi w toalecie. Okropnie zmęczona, położyłam się do ogromnego łoża, zwinęłam się w kłębek pod kołdrą i niedługo potem zapadłam w sen…


***

   Obudził mnie przeraźliwy pisk Sary. Nim zdążyłam otworzyć oczy, znalazłam się w lodowatej wodzie. Wynurzyłam się czym prędzej z na powierzchnię i wypatrywałam Sary. Ujrzałam jak Ian skacze do wody i niedługo potem płynie z nią na materac. Odetchnęłam z ulgą.
   – Wracaj na materac, bo się przeziębisz! – usłyszałam za sobą głos Toma.
   – Za… – nie dokończyłam, bo nagle poczułam silny skurcz w łydce i straciłam równowagę.
   Ponownie zanurzyłam się w lodowatej wodzie. Osunęłam się na kamieniste dno i machałam rozpaczliwie rękami. Gdy zaczynało mi brakować powietrza ujrzałam nadpływającego Toma. Chwyciwszy mnie jedną ręką wpół, pociągnął ku powierzchni. W końcu wynurzyliśmy i wciągnęłam łapczywie powietrze.
   – Dzięki, Tom – uśmiechnęłam się do niego słabo.
   Podpłynęliśmy, a raczej Tom zaholował mnie do naszego materaca. Usiadłam na nim i odetchnęłam z ulgą.
   – No to widzę, siostra, że miałaś niezłą pobudkę! – usłyszałam głos Douglasa z sąsiedniego materaca.
   – Sara też – dodał Ian.
   Rzuciłam mordercze spojrzenie bratu i pokazałam mu język. Wszyscy zanieśli się gromkim śmiechem. Nasi metalowcy zaczęli po kolei skakać do wody, drąc się przy tym niemiłosiernie. Reszta chłopaków po chwili do nich dołączyła. A my z Sarą miałyśmy niezłe widoki, gdyż wszyscy zdjęli koszulki.
   – Hej! – krzyknął Adam. – Wrzuciłbym coś na ruszt!
   Wokół rozległy się zgodne pomruki i przytakiwania. Rodrick i Tom podpłynęli do naszego materaca z tyłu i podholowali nas pod sam brzeg. Wprawdzie chciałyśmy jeszcze wylegiwać się w promieniach słońca, ale nam też zaczęło burczeć w brzuchach.
   Gdy doszliśmy do naszego obozowiska, okazało się, że chłopaki już rozpalili ognisko. Tom i Rick popędzili w ich kierunku, by przygotować sobie żarełko. Po chwili wszyscy siedzieliśmy wokół ogniska susząc wilgotne ubrania i smażąc kiełbaski.
   – Hej, kociaku! – zawołał Bill głosem dziewczyny do Douglasa, podtykając mu pod nos swoją skwierczącą kiełbasę. – Czy moja kiełbaska jest już upieczona?
   – Tak, bejbe – odparł Doug głosem macho.
   Wszyscy zachichotali, a Bill zaczął pałaszować swoje śniadanie. Po godzinie ucztowania wszyscy mieli napełnione brzuchy i okropnie się rozleniwili. Dan położył się na mokrym materacu, który suszył się na słońcu, ale mu to nie przeszkadzało. Adam jak zwykle siedział obok ogniska, Sara z Ianem mizdrzyli się do siebie obok namiotów, a reszta rozmawiała o czymś leniwie. Ja natomiast słuchałam jak Rodrick cicho brzdąka na gitarze, oparty o drzewo. Palce jego lewej ręki zręcznie i z gracją wędrowały po gryfie, a palcami prawej delikatnie uderzał o struny gitary. Włosy na jego głowie powykręcały się na wszystkie strony, tworząc burzę loków. Zauważył, że mu się przyglądam, bo spojrzał na mnie i uśmiechnął się filuternie. Odpowiedziałam mu tym samym.
   Tom obok mnie poruszył się niespokojnie. Po chwili skoczył na równe nogi i krzyknął:
   – Mam genialny pomysł!


~*~
  
   Rozdział dedykowany obu Justynom. :D
   Uf, napracowałam się trochę nad tym rozdziałem, gdyż kompletnie nie wiedziałam jak opisać to polowanie. Na szczęście jakoś mi się to udało. ;) Mam nadzieję, że wielu błędów nie ma. Starałam się jak najszybciej dodać nowy rozdział, by Ginger mogła pisać następny, a ja mogę teraz zająć się 5elements. Trzeba nadrobić zaległości póki są ferie. :P

   Pozdrawiam was ciepło, bo ostatnio pani Zima i dziadek Mróz dają się we znaki! :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz