– Sophie? –
zdziwiłam się.
Dziewczyna odgarnęła
swoje czarne lśniące włosy do tyłu i rzuciła mi spojrzenie typu: „gęba na
kłódkę”.
– Znacie się? –
Bill przeniósł wzrok ze mnie na Sophie.
– Tak – odparła
swobodnie. – Byłyśmy kiedyś na tym samym koncercie, prawda?
– Dokładnie –
przytaknęłam szybko.
– By the way –
Sophie pociągnęła za rękaw mojej koszulki. – Fajne wdzianko.
Mrugnęła do mnie,
po czym obróciła się i musnęła ustami policzek Billa.
– Co robimy? –
zapytał Douglas, drapiąc się pałeczką po karku.
– Chodźmy się
czegoś napić – zaproponował Ian.
Wszystkim spodobał
się jego pomysł, więc rozsiedliśmy się przy stoliku niedaleko baru. Razem z
Sarą i Rodrickiem zamówiłyśmy sobie sok, a reszta zamówiła sobie piwo. Sophie
siedziała na kolanach Billa i piła z nim kufel piwa na spółkę.
Siedziałam pomiędzy
Rodrickiem a Tomem i czułam się jakbym była między młotem a kowadłem. Po
kilkunastu minutach Rodrick objął mnie ramieniem i zaczął ze mną gawędzić, co
widocznie nie spodobało się Tomowi. Jednak po chwili Ian go zagadał i odwrócił
jego uwagę. Miałam ochotę wrzasnąć mu w twarz : „co z tobą?!”, ale się
powstrzymałam. Ostatnio mój przyjaciel zachowywał się dziwnie i musiałam z nim
porozmawiać o tym w przyszłości.
– Poznaliśmy się na
koncercie Iron Maiden – opowiadała Sophie, opierając nogi w glanach sięgających
niemal kolan na wolnym krześle obok.
– Pod sceną
oczywiście rozpętało się dzikie pogo – uśmiechnął się Bill.
– Właśnie –
przytaknęła Sophie. – Bill tańczył przede mną i w pewnym momencie runął na
mnie. – Dziewczyna energicznie gestykulowała. – Już mieliśmy glebnąć, gdy
uczepiłam się rękawa jego skóry, a on chwycił mnie za biodra i przycisnął do
swoich pleców.
– Myślałem, że
wpadłem na jakąś dziewczynkę – roześmiał się Bill.
– Hej! – Sophie
szturchnęła go w ramię z całej siły. – To, że masz prawie dwa metry, nie
znaczy, że jestem niska!
– Oczywiście – Bill
przyciągnął ją do siebie, a po chwili dodał cicho: – Mój karzełku.
Sophie kopnęła go
czubkiem glana w łydkę. Bill syknął, a czarnowłosa pokazała mu język ozdobiony
zielonym kolczykiem. Wszyscy wokół wybuchnęli śmiechem.
Po dwóch godzinach
chłopaki zaczęli rozmawiać o motocyklach, a Sophie wstała z kolan Billa i
pociągnęła mnie w stronę łazienki.
– Chyba musisz mi
coś wyjaśnić – rzekłam do niej.
– Nie pamiętasz co
mówiłam w nocy? – uniosła brwi.
– Coś kojarzę… –
wymamrotałam, próbując sobie przypomnieć.
– Zamek, ucieczka,
moja chatka – podpowiadała Sophie. – Zaćmienie księżyca…
– Pamiętam! –
krzyknęłam.
– No, nareszcie –
westchnęła dziewczyna. – W czasie snu przenosimy się do równoległego świata. To
zjawisko jest chyba powiązane z zaćmieniem księżyca, podczas którego się
urodziłyśmy.
– No tak,
rzeczywiście mi o tym opowiadałaś – przyznałam. – Skąd wiedziałaś, że będę
wtedy uciekać? – zapytałam podejrzliwie.
Sophie uśmiechnęła
się z przekąsem, odgarnęła niesforne kosmyki z czoła i zaczęła opowiadać.
– Bill kiedyś
opowiadał mi o swoich kumplach z zespołu i wspomniał mi o siostrze Douglasa,
perkusisty – wskazała na mnie. – Powiedział, że masz jakieś zaburzenia snu.
– Mówił coś
jeszcze? – zapytałam z wyrzutem, unosząc jedną brew. Ciekawe co jeszcze Douglas
opowiadał o mnie swoim kumplom…
– Nie – roześmiała
się Sophie, błyskając białymi zębami. – Ferent jest moim starym, dobrym
znajomym, więc gdy usłyszałam od niego opowieść o jakiejś dziwnie ubranej
dziewczynie zagubionej nieopodal Szmaragdowego Boru, wiedziałam, że to ty.
– To Ferent jest w
to wszystko wtajemniczony? – zapytałam zdumiona.
Sophie przytaknęła.
– Nieźle się
maskował – odparłam.
Wpatrywałam się w
nią, milcząc. Po chwili zielonooka podjęła przerwany wątek.
– Też tam trafiłam
na samym początku – rzekła cicho, próbując ukryć smutek. – Jednak nie udało mi
się z niego wydostać przed zmierzchem… – Na chwilę wbiła wzrok w ziemię, po
czym podniosła swoje kocie oczy na mnie. – Dobrze, że przewidziałam twój plan
ucieczki, bo z tym harpunem Eve na pewno byś się stamtąd nie wydostała.
– A właśnie! –
klasnęłam w dłonie. – Znasz służbę? Też mieszkałaś na zamku?
– Eve to moja
koleżanka po fachu – roześmiała się gorzko Sophie. – Kiedyś byłam tam służką.
– Dlaczego już nią
nie jesteś? – zapytałam z zaciekawieniem.
– Długa historia –
Sophie mrugnęła do mnie, uśmiechając się tajemniczo.
– Opowiedz mi –
poprosiłam.
– Innym razem –
dziewczyna obróciła się w stronę luster, zmierzwiła włosy i uśmiechnęła się
drapieżnie do swojego odbicia. – Mamy teraz inne sprawy na głowie.
Sophie pociągnęła
mnie za sobą i wyszłyśmy z toalety. Do końca wieczoru siedzieliśmy w barze.
Miałam do niej mnóstwo pytań, ale moja nowa koleżanka milczała jak
zaklęta. Niedługo przed północą
zapłaciliśmy i wyszliśmy na parking, gdzie stał samochód chłopaków, w którym
transportowali swój sprzęt muzyczny. Sophie uścisnęła mnie mocno na pożegnanie,
uśmiechnęła się zagadkowo i szepnęła mi do ucha:
– Do zobaczenia
rano – mrugnęła do mnie figlarnie, po czym odeszła z Billem.
Natomiast ja
wpakowałam się razem z resztą ferajny do land rovera Rodricka. Nie wiadomo
jakim sposobem znalazłam się po prawej stronie kierowcy, tudzież właściciela
samochodu. Wcisnęłam się pomiędzy gitarę i fotel. Zanim jednak zapięłam pasy,
wykonałam tuzin przedziwnych akrobacji. W końcu opadłam na fotel, zastygając w
przedziwnej pozycji. Lewą nogę opierałam na pudle rezonansowym, a dłońmi
obejmowałam gryf, by gitara się nie przemieszczała. Za nami reszta przepychała
się i wierciła. W końcu Sara usiadła na kolanach Iana i wszyscy się jakoś
pousadzali.
Spojrzałam na
Rodricka, który jeszcze nie odpalił samochodu. Taksował mnie wzrokiem od góry
do dołu, uśmiechając się półgębkiem.
– Co jest? –
zapytałam ze zdziwieniem.
– Pasujesz do niej
– zamruczał.
– Do kogo?
– Do Nettie* –
wskazał na gitarę.
– Ach, dzięki –
roześmiałam się, a Rodrick puścił do mnie oczko, uśmiechając się przy tym
filuternie.
– Ekhem – dobiegło
nas z tyłu chrząknięcie. – Możemy już jechać? – to był głos zniecierpliwionego
Toma.
– Właśnie –
usłyszeliśmy stłumiony głos Marca. – Czyjaś dolna kończyna wżyna mi się w tylną
kończynę.
Cały samochód
zatrząsł się ze śmiechu. Rodrick odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę powrotną.
W domu zrzuciwszy z
siebie ubrania, wzięłam błyskawiczny prysznic, po czym rzuciłam się na łóżko
jak kłoda i zasnęłam po kilku minutach.
***
Obudziły mnie głosy
dochodzące zza ściany. Rozchyliłam leniwie powieki i oparłam się na łokciach.
Wtedy przez głowę przewinęły mi się jak film wczorajsze wspomnienia. Opadłam na
drewnianą pryczę pod ciężarem myśli, które zaczęły mnie nękać. Co teraz będzie?
– Tak będzie
najlepiej – usłyszałam głos Ferenta.
– Chyba cię mózg
szczypie – syknęła Sophie. – Tam prędzej czy później ją zabiją.
– Zamierzasz ją
tutaj wiecznie ukrywać?
– A co? Masz lepszy
pomysł?
Błyskawicznie
zerwałam się z posłania i do nich pobiegłam.
– Hej! – uniosłam
ręce. – Nie pozabijajcie się!
– Nasza śpiąca
królewna się obudziła – mruknęła czarnowłosa, po czym pochyliła się w stronę
Ferenta, mrużąc oczy. – On chce, żebyś wróciła na zamek.
– Tak zrobię –
odparłam, kładąc ręce na biodrach.
– Co?! – pisnęła
Sophie. – Zwariowałaś!
– Przecież jestem
tam damą dworu – wyjaśniłam. – Na pewno już mnie szukają.
Sophie wydęła wargi
i zamyśliła się.
– W sumie masz rację…
– mruknęła. – Ale mówię wam, z tego na pewno wyjdą jakieś kłopoty.
– Wtedy będziesz
mnie z nich wyciągać – mrugnęłam do niej.
Sophie pokręciła
głową i krzywo się do mnie uśmiechnęła.
– W takim razie
ruszajmy w drogę – odezwał się Ferent.
– Nikt się nie
zorientował, że zniknęłam? – zapytałam zdziwiona.
– Chyba sobie
robisz jaja – wyśmiała mnie Sophie. – Przecież jest piąta rano!
– Serio? –
rozglądnęłam się dookoła i stwierdziłam, że brunetka ma rację.
Na horyzoncie
dopiero zaczęło pojawiać się słońce, a trawa połyskiwała tysiącem kropelek
rosy. W powietrzu unosił się soczysty, świeży zapach.
– Zjeżdżać mi stąd!
– wrzasnęła żartobliwie Sophie.
Roześmiałam się.
Ferent przyprowadził konia i pomógł mi na niego wsiąść. Co prawda miałam przed
tym opory po ostatniej przejażdżce, ale Ferent posadził mnie przed sobą, bym
mogła trzymać się grzywy konia. Obiecał też, że będzie jechał wolno.
– Hej, a co z tobą?
– zawołałam za odchodzącą Sophie.
– Wpadnij do mnie
po zmroku – odparła, mierzwiąc swoje czarne jak heban włosy. – Ferent cię
podrzuci.
Obróciła się na
pięcie i po chwili zniknęła w swojej chatce. Ferent ściągnął wodze i ruszyliśmy
w kierunku oddalonego zamku. Tak jak obiecał jechał wolno, a ja w końcu mogłam
się odprężyć i nie myśleć o tym, że zaraz mogę spaść z siodła.
– Jak długo znasz
Sophie? – zapytałam Ferenta.
– Hm… – zamyślił
się. – Dość długo. Nie wiem dokładnie, ale chyba ponad dwa lata.
– Jak się
poznaliście? – nie mogłam się powstrzymać od zadawania pytań.
– Sienna sam ci to
opowie – roześmiał się Ferent i pośpieszył konia.
Wszyscy mnie
ostatnio zbywają, pomyślałam w duchu.
Po chwili byliśmy
na dziedzińcu. Wjechaliśmy tylną bramą, by służba nas nie zauważyła, gdyż plotki
roznosiły się niezwykle szybko.
Ferent odprowadził
konia do stajni i pożegnał się ze mną, ponieważ musiał wracać do pracy.
Natomiast ja pobiegłam do swojej komnaty. Eve przyszła jak zwykle przed
śniadaniem.
– Wróciłaś? –
zapytała ze zdumieniem.
– Tak –
przytaknęłam, podchodząc do niej. – Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale
wiem, że jestem damą dworu, a zamek jest pełen straży.
Eve spuściła głowę,
zażenowana.
– Spokojnie, nic
się nie stało – położyłam rękę na jej ramieniu. – A teraz proszę, pomóż mi
wcisnąć się w jedną z tych sukni.
Eve podniosła głowę
i uśmiechnęła się promiennie. Po półgodzinie byłam ubrana i uczesana.
– Eve?
Dziewczyna
przestała ścielić łóżko i spojrzała na mnie swymi dużymi szarymi oczami.
– Dlaczego tutaj
przyszłaś, skoro widziałaś jak uciekam? – zapytałam, wygładzając materiał
granatowej sukni, którą założyłam.
– Chciałam się
upewnić – odparła cicho.
– Uf – odetchnęłam
z ulgą. – Myślałam, ze widziałaś jak wracałam z Ferentem. Wtedy mielibyśmy
kłopoty.
Eve szybko
posprzątała, a ja zeszłam jak zwykle na śniadanie. Wszystko odbyło się tak jak
zawsze, poza drobnym szczegółem. Przy stole nie było księcia Eithana. Zapytałam
o to Quinellę, ale nic jej o tym nie było wiadomo.
Dzień mijał mi bardzo
powoli na rozrywkach dam dworu. Po obiedzie razem z królową udałyśmy się na
herbatę do altany w ogrodzie królewskim. Siedziałam razem z nim, popijając
herbaciany napar o zaskakująco dobrym smaku. Królowa uwielbiała tutaj
przesiadywać. W sumie wcale a wcale się jej nie dziwiłam. Gdy miało się przed
sobą tak piękny widok, nie sposób było tego nie podziwiać.
– Podoba ci się
tutaj, Brianno? – zapytała nagle królowa, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Tak, oczywiście –
wykrztusiłam. – W życiu nie widziałam piękniejszego widoku, pani.
– Ten ogród jest
moim azylem – odrzekła królowa, zrywając gałązkę fioletowego bzu rosnącą
nieopodal altany. Przez chwilę rozkoszowała się słodkim zapachem kwiatów, po
czym uśmiechnęła się wesoło.
Była całkiem inna
niż królowe, o których czytałam i znałam z baśni. Miała kręcone kasztanowe
włosy, które opadały kaskadami na ramiona i ciemnoniebieskie oczy, w których
było mnóstwo ciepła i zrozumienia. Miałam ochotę opowiedzieć jej o wszystkim,
co mi się przydarzyło, jednak powstrzymywałam się i siedziałam grzecznie,
przysłuchując się rozmowom królowej z damami dworu.
Niemalże odliczałam
czas do zmierzchu, by móc się wymknąć do Sophie. Gdy w końcu słońce skryło się
za górami, Ferent zawiózł mnie do jej domku.
– Siema! – rzuciła
na powitanie. – Napijesz się czegoś?
– Nie, dzięki –
odparłam, lustrując ją wzrokiem.
Miała na sobie
jeansy i czarną bokserkę.
– Co tak patrzysz?
– wybuchnęła śmiechem.
– Skąd wzięłaś te
ciuchy? – wydukałam.
– Musiałam w nich
zasnąć, żeby je przemycić – wyjaśniła, siadając przy stole.
– Przecież zasypiam
w piżamie, a i tak budzę się w jakichś średniowiecznych koszulach nocnych –
wydęłam wargi.
– To nieco
skomplikowane – Sophie parsknęła śmiechem, widząc moją minę. – Ale to zostawimy
na później, siadaj.
Usiadłam po drugiej
stronie stołu, oparłam łokcie na blacie i słuchałam jej opowieści.
– Zaczęło się od
koszmarów – opowiadała. – Chodziłam w dzień jak zombie, bo w nocy męczyły mnie
sny. Najlepsze było to, że nie pamiętałam żadnego z nich.
– To tak jak ja! –
zauważyłam.
– Początki są
najgorsze – pokiwała głową brunetka. – Potem budziłam się brudna i poharatana.
Wtedy najadłam się strachu. Myślałam, ze lunatykuję albo jeszcze coś gorszego.
– I co wtedy zrobiłaś? – dopytywałam się.
– A co miałam
zrobić? – odrzekła, wzruszając ramionami. – Musiałam jakoś z tym żyć, a lekko
nie było…
~*~
*Nettie – Ginger,
zapożyczyłam. Nie gniewasz się? ;) Pamiętasz jak kiedyś pytałam cię o imię bohaterki
twojego starego opowiadania na polskim? xD
Podkład muzyczny:
Iron Maiden – „Dream of mirrors”. Obczajcie tekst, bardzo pasuje do
opowiadania. :D
Mam nadzieję, że
błędów nie znalazłyście. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale chyba
chwilowo straciłam wenę i ochotę do pisania. Czuję się trochę jak przedszkolak,
bazgrolący jakieś bohomazy w porównaniu do waszych fantastycznych opowiadań.
Jednak pomimo wszystko będę się starać wam dorównać. xD <śmiech_na_sali>
Ginger, do pisania…
A chyżo! ;D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz