środa, 19 kwietnia 2017

9. Sophie alias Sienna

   – Sophie? – zdziwiłam się.
   Dziewczyna odgarnęła swoje czarne lśniące włosy do tyłu i rzuciła mi spojrzenie typu: „gęba na kłódkę”.
   – Znacie się? – Bill przeniósł wzrok ze mnie na Sophie.
   – Tak – odparła swobodnie. – Byłyśmy kiedyś na tym samym koncercie, prawda?
   – Dokładnie – przytaknęłam szybko.
   – By the way – Sophie pociągnęła za rękaw mojej koszulki. – Fajne wdzianko.
   Mrugnęła do mnie, po czym obróciła się i musnęła ustami policzek Billa.
   – Co robimy? – zapytał Douglas, drapiąc się pałeczką po karku.
   – Chodźmy się czegoś napić – zaproponował Ian.
   Wszystkim spodobał się jego pomysł, więc rozsiedliśmy się przy stoliku niedaleko baru. Razem z Sarą i Rodrickiem zamówiłyśmy sobie sok, a reszta zamówiła sobie piwo. Sophie siedziała na kolanach Billa i piła z nim kufel piwa na spółkę.
   Siedziałam pomiędzy Rodrickiem a Tomem i czułam się jakbym była między młotem a kowadłem. Po kilkunastu minutach Rodrick objął mnie ramieniem i zaczął ze mną gawędzić, co widocznie nie spodobało się Tomowi. Jednak po chwili Ian go zagadał i odwrócił jego uwagę. Miałam ochotę wrzasnąć mu w twarz : „co z tobą?!”, ale się powstrzymałam. Ostatnio mój przyjaciel zachowywał się dziwnie i musiałam z nim porozmawiać o tym w przyszłości.
   – Poznaliśmy się na koncercie Iron Maiden – opowiadała Sophie, opierając nogi w glanach sięgających niemal kolan na wolnym krześle obok.
   – Pod sceną oczywiście rozpętało się dzikie pogo – uśmiechnął się Bill.
   – Właśnie – przytaknęła Sophie. – Bill tańczył przede mną i w pewnym momencie runął na mnie. – Dziewczyna energicznie gestykulowała. – Już mieliśmy glebnąć, gdy uczepiłam się rękawa jego skóry, a on chwycił mnie za biodra i przycisnął do swoich pleców.
   – Myślałem, że wpadłem na jakąś dziewczynkę – roześmiał się Bill.
   – Hej! – Sophie szturchnęła go w ramię z całej siły. – To, że masz prawie dwa metry, nie znaczy, że jestem niska!
   – Oczywiście – Bill przyciągnął ją do siebie, a po chwili dodał cicho: – Mój karzełku.
   Sophie kopnęła go czubkiem glana w łydkę. Bill syknął, a czarnowłosa pokazała mu język ozdobiony zielonym kolczykiem. Wszyscy wokół wybuchnęli śmiechem.
   Po dwóch godzinach chłopaki zaczęli rozmawiać o motocyklach, a Sophie wstała z kolan Billa i pociągnęła mnie w stronę łazienki.
   – Chyba musisz mi coś wyjaśnić – rzekłam do niej.
   – Nie pamiętasz co mówiłam w nocy? – uniosła brwi.
   – Coś kojarzę… – wymamrotałam, próbując sobie przypomnieć.
   – Zamek, ucieczka, moja chatka – podpowiadała Sophie. – Zaćmienie księżyca…
   – Pamiętam! – krzyknęłam.
   – No, nareszcie – westchnęła dziewczyna. – W czasie snu przenosimy się do równoległego świata. To zjawisko jest chyba powiązane z zaćmieniem księżyca, podczas którego się urodziłyśmy.
   – No tak, rzeczywiście mi o tym opowiadałaś – przyznałam. – Skąd wiedziałaś, że będę wtedy uciekać? – zapytałam podejrzliwie.
   Sophie uśmiechnęła się z przekąsem, odgarnęła niesforne kosmyki z czoła i zaczęła opowiadać.
   – Bill kiedyś opowiadał mi o swoich kumplach z zespołu i wspomniał mi o siostrze Douglasa, perkusisty – wskazała na mnie. – Powiedział, że masz jakieś zaburzenia snu.
   – Mówił coś jeszcze? – zapytałam z wyrzutem, unosząc jedną brew. Ciekawe co jeszcze Douglas opowiadał o mnie swoim kumplom…
   – Nie – roześmiała się Sophie, błyskając białymi zębami. – Ferent jest moim starym, dobrym znajomym, więc gdy usłyszałam od niego opowieść o jakiejś dziwnie ubranej dziewczynie zagubionej nieopodal Szmaragdowego Boru, wiedziałam, że to ty.
   – To Ferent jest w to wszystko wtajemniczony? – zapytałam zdumiona.
   Sophie przytaknęła.
   – Nieźle się maskował – odparłam.
   Wpatrywałam się w nią, milcząc. Po chwili zielonooka podjęła przerwany wątek.
   – Też tam trafiłam na samym początku – rzekła cicho, próbując ukryć smutek. – Jednak nie udało mi się z niego wydostać przed zmierzchem… – Na chwilę wbiła wzrok w ziemię, po czym podniosła swoje kocie oczy na mnie. – Dobrze, że przewidziałam twój plan ucieczki, bo z tym harpunem Eve na pewno byś się stamtąd nie wydostała.
   – A właśnie! – klasnęłam w dłonie. – Znasz służbę? Też mieszkałaś na zamku?
   – Eve to moja koleżanka po fachu – roześmiała się gorzko Sophie. – Kiedyś byłam tam służką.
   – Dlaczego już nią nie jesteś? – zapytałam z zaciekawieniem.
   – Długa historia – Sophie mrugnęła do mnie, uśmiechając się tajemniczo.
   – Opowiedz mi – poprosiłam.
   – Innym razem – dziewczyna obróciła się w stronę luster, zmierzwiła włosy i uśmiechnęła się drapieżnie do swojego odbicia. – Mamy teraz inne sprawy na głowie.
   Sophie pociągnęła mnie za sobą i wyszłyśmy z toalety. Do końca wieczoru siedzieliśmy w barze. Miałam do niej mnóstwo pytań, ale moja nowa koleżanka milczała jak zaklęta.  Niedługo przed północą zapłaciliśmy i wyszliśmy na parking, gdzie stał samochód chłopaków, w którym transportowali swój sprzęt muzyczny. Sophie uścisnęła mnie mocno na pożegnanie, uśmiechnęła się zagadkowo i szepnęła mi do ucha:
   – Do zobaczenia rano – mrugnęła do mnie figlarnie, po czym odeszła z Billem.
   Natomiast ja wpakowałam się razem z resztą ferajny do land rovera Rodricka. Nie wiadomo jakim sposobem znalazłam się po prawej stronie kierowcy, tudzież właściciela samochodu. Wcisnęłam się pomiędzy gitarę i fotel. Zanim jednak zapięłam pasy, wykonałam tuzin przedziwnych akrobacji. W końcu opadłam na fotel, zastygając w przedziwnej pozycji. Lewą nogę opierałam na pudle rezonansowym, a dłońmi obejmowałam gryf, by gitara się nie przemieszczała. Za nami reszta przepychała się i wierciła. W końcu Sara usiadła na kolanach Iana i wszyscy się jakoś pousadzali.
   Spojrzałam na Rodricka, który jeszcze nie odpalił samochodu. Taksował mnie wzrokiem od góry do dołu, uśmiechając się półgębkiem.
   – Co jest? – zapytałam ze zdziwieniem.
   – Pasujesz do niej – zamruczał.
   – Do kogo?
   – Do Nettie* – wskazał na gitarę.
   – Ach, dzięki – roześmiałam się, a Rodrick puścił do mnie oczko, uśmiechając się przy tym filuternie.
   – Ekhem – dobiegło nas z tyłu chrząknięcie. – Możemy już jechać? – to był głos zniecierpliwionego Toma.
   – Właśnie – usłyszeliśmy stłumiony głos Marca. – Czyjaś dolna kończyna wżyna mi się w tylną kończynę.
   Cały samochód zatrząsł się ze śmiechu. Rodrick odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę powrotną.

   W domu zrzuciwszy z siebie ubrania, wzięłam błyskawiczny prysznic, po czym rzuciłam się na łóżko jak kłoda i zasnęłam po kilku minutach.


***

   Obudziły mnie głosy dochodzące zza ściany. Rozchyliłam leniwie powieki i oparłam się na łokciach. Wtedy przez głowę przewinęły mi się jak film wczorajsze wspomnienia. Opadłam na drewnianą pryczę pod ciężarem myśli, które zaczęły mnie nękać. Co teraz będzie?
   – Tak będzie najlepiej – usłyszałam głos Ferenta.
   – Chyba cię mózg szczypie – syknęła Sophie. – Tam prędzej czy później ją zabiją.
   – Zamierzasz ją tutaj wiecznie ukrywać?
   – A co? Masz lepszy pomysł?
   Błyskawicznie zerwałam się z posłania i do nich pobiegłam.
   – Hej! – uniosłam ręce. – Nie pozabijajcie się!
   – Nasza śpiąca królewna się obudziła – mruknęła czarnowłosa, po czym pochyliła się w stronę Ferenta, mrużąc oczy. – On chce, żebyś wróciła na zamek.
   – Tak zrobię – odparłam, kładąc ręce na biodrach.
   – Co?! – pisnęła Sophie. – Zwariowałaś!
   – Przecież jestem tam damą dworu – wyjaśniłam. – Na pewno już mnie szukają.
   Sophie wydęła wargi i zamyśliła się.
   – W sumie masz rację… – mruknęła. – Ale mówię wam, z tego na pewno wyjdą jakieś kłopoty.
   – Wtedy będziesz mnie z nich wyciągać – mrugnęłam do niej.
   Sophie pokręciła głową i krzywo się do mnie uśmiechnęła.
   – W takim razie ruszajmy w drogę – odezwał się Ferent.
   – Nikt się nie zorientował, że zniknęłam? – zapytałam zdziwiona.
   – Chyba sobie robisz jaja – wyśmiała mnie Sophie. – Przecież jest piąta rano!
   – Serio? – rozglądnęłam się dookoła i stwierdziłam, że brunetka ma rację.
   Na horyzoncie dopiero zaczęło pojawiać się słońce, a trawa połyskiwała tysiącem kropelek rosy. W powietrzu unosił się soczysty, świeży zapach.
   – Zjeżdżać mi stąd! – wrzasnęła żartobliwie Sophie.
   Roześmiałam się. Ferent przyprowadził konia i pomógł mi na niego wsiąść. Co prawda miałam przed tym opory po ostatniej przejażdżce, ale Ferent posadził mnie przed sobą, bym mogła trzymać się grzywy konia. Obiecał też, że będzie jechał wolno.
   – Hej, a co z tobą? – zawołałam za odchodzącą Sophie.
   – Wpadnij do mnie po zmroku – odparła, mierzwiąc swoje czarne jak heban włosy. – Ferent cię podrzuci.
   Obróciła się na pięcie i po chwili zniknęła w swojej chatce. Ferent ściągnął wodze i ruszyliśmy w kierunku oddalonego zamku. Tak jak obiecał jechał wolno, a ja w końcu mogłam się odprężyć i nie myśleć o tym, że zaraz mogę spaść z siodła.
   – Jak długo znasz Sophie? – zapytałam Ferenta.
   – Hm… – zamyślił się. – Dość długo. Nie wiem dokładnie, ale chyba ponad dwa lata.
   – Jak się poznaliście? – nie mogłam się powstrzymać od zadawania pytań.
   – Sienna sam ci to opowie – roześmiał się Ferent i pośpieszył konia.
   Wszyscy mnie ostatnio zbywają, pomyślałam w duchu.
   Po chwili byliśmy na dziedzińcu. Wjechaliśmy tylną bramą, by służba nas nie zauważyła, gdyż plotki roznosiły się niezwykle szybko.
   Ferent odprowadził konia do stajni i pożegnał się ze mną, ponieważ musiał wracać do pracy. Natomiast ja pobiegłam do swojej komnaty. Eve przyszła jak zwykle przed śniadaniem.
   – Wróciłaś? – zapytała ze zdumieniem.
   – Tak – przytaknęłam, podchodząc do niej. – Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi, ale wiem, że jestem damą dworu, a zamek jest pełen straży.
   Eve spuściła głowę, zażenowana.
   – Spokojnie, nic się nie stało – położyłam rękę na jej ramieniu. – A teraz proszę, pomóż mi wcisnąć się w jedną z tych sukni.
   Eve podniosła głowę i uśmiechnęła się promiennie. Po półgodzinie byłam ubrana i uczesana.
   – Eve?
   Dziewczyna przestała ścielić łóżko i spojrzała na mnie swymi dużymi szarymi oczami.
   – Dlaczego tutaj przyszłaś, skoro widziałaś jak uciekam? – zapytałam, wygładzając materiał granatowej sukni, którą założyłam.
   – Chciałam się upewnić – odparła cicho.
   – Uf – odetchnęłam z ulgą. – Myślałam, ze widziałaś jak wracałam z Ferentem. Wtedy mielibyśmy kłopoty.
   Eve szybko posprzątała, a ja zeszłam jak zwykle na śniadanie. Wszystko odbyło się tak jak zawsze, poza drobnym szczegółem. Przy stole nie było księcia Eithana. Zapytałam o to Quinellę, ale nic jej o tym nie było wiadomo.
   Dzień mijał mi bardzo powoli na rozrywkach dam dworu. Po obiedzie razem z królową udałyśmy się na herbatę do altany w ogrodzie królewskim. Siedziałam razem z nim, popijając herbaciany napar o zaskakująco dobrym smaku. Królowa uwielbiała tutaj przesiadywać. W sumie wcale a wcale się jej nie dziwiłam. Gdy miało się przed sobą tak piękny widok, nie sposób było tego nie podziwiać.
   – Podoba ci się tutaj, Brianno? – zapytała nagle królowa, wyrywając mnie z zamyślenia.
   – Tak, oczywiście – wykrztusiłam. – W życiu nie widziałam piękniejszego widoku, pani.
   – Ten ogród jest moim azylem – odrzekła królowa, zrywając gałązkę fioletowego bzu rosnącą nieopodal altany. Przez chwilę rozkoszowała się słodkim zapachem kwiatów, po czym uśmiechnęła się wesoło.
   Była całkiem inna niż królowe, o których czytałam i znałam z baśni. Miała kręcone kasztanowe włosy, które opadały kaskadami na ramiona i ciemnoniebieskie oczy, w których było mnóstwo ciepła i zrozumienia. Miałam ochotę opowiedzieć jej o wszystkim, co mi się przydarzyło, jednak powstrzymywałam się i siedziałam grzecznie, przysłuchując się rozmowom królowej z damami dworu.
   Niemalże odliczałam czas do zmierzchu, by móc się wymknąć do Sophie. Gdy w końcu słońce skryło się za górami, Ferent zawiózł mnie do jej domku.
   – Siema! – rzuciła na powitanie. – Napijesz się czegoś?
   – Nie, dzięki – odparłam, lustrując ją wzrokiem.
   Miała na sobie jeansy i czarną bokserkę.
   – Co tak patrzysz? – wybuchnęła śmiechem.
   – Skąd wzięłaś te ciuchy? – wydukałam.
   – Musiałam w nich zasnąć, żeby je przemycić – wyjaśniła, siadając przy stole.
   – Przecież zasypiam w piżamie, a i tak budzę się w jakichś średniowiecznych koszulach nocnych – wydęłam wargi.
   – To nieco skomplikowane – Sophie parsknęła śmiechem, widząc moją minę. – Ale to zostawimy na później, siadaj.
   Usiadłam po drugiej stronie stołu, oparłam łokcie na blacie i słuchałam jej opowieści.
   – Zaczęło się od koszmarów – opowiadała. – Chodziłam w dzień jak zombie, bo w nocy męczyły mnie sny. Najlepsze było to, że nie pamiętałam żadnego z nich.
   – To tak jak ja! – zauważyłam.
   – Początki są najgorsze – pokiwała głową brunetka. – Potem budziłam się brudna i poharatana. Wtedy najadłam się strachu. Myślałam, ze lunatykuję albo jeszcze coś gorszego.
   – I co wtedy zrobiłaś? – dopytywałam się.
   – A co miałam zrobić? – odrzekła, wzruszając ramionami. – Musiałam jakoś z tym żyć, a lekko nie było…


~*~

   *Nettie – Ginger, zapożyczyłam. Nie gniewasz się? ;) Pamiętasz jak kiedyś pytałam cię o imię bohaterki twojego starego opowiadania na polskim? xD
   Podkład muzyczny: Iron Maiden – „Dream of mirrors”. Obczajcie tekst, bardzo pasuje do opowiadania. :D
   Mam nadzieję, że błędów nie znalazłyście. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale chyba chwilowo straciłam wenę i ochotę do pisania. Czuję się trochę jak przedszkolak, bazgrolący jakieś bohomazy w porównaniu do waszych fantastycznych opowiadań. Jednak pomimo wszystko będę się starać wam dorównać. xD <śmiech_na_sali>

   Ginger, do pisania… A chyżo! ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz