środa, 19 kwietnia 2017

1. Mecz

   Obudził mnie rozdzierający sygnał budzika. Szybko go wyłączyłam i wstałam z łóżka. Obawiałam się, że gdybym pozwoliła sobie poleżeć, zasnęłabym z powrotem.
   Związałam włosy w wysoki kok i pobiegłam pod prysznic. Spryskałam się zimną wodą, aby się rozbudzić i owinęłam ręcznikiem. Weszłam do kuchni, gdzie przygotowałam sobie dwa tosty i kawę. Usiadłszy przy stole, oparłam głowę na rękach. Byłam potwornie zmęczona. Ostatnio w ogóle się nie wysypiałam, dlatego nie mogłam normalnie funkcjonować. Głowa nie przestawała mnie boleć, a mięśnie dawały się we znaki.
   Sięgnęłam po mleko i nalałam go do kawy. Upiłam kilka łyków z kubka i pochłonęłam tosty. Zerknęłam na zegar.
   – O cholera! – wymamrotałam. – Spóźnię się do szkoły!
   Pobiegłam do swojego pokoju, by uzupełnić garderobę. Gdy już to zrobiłam, rozpuściłam włosy, zarzuciłam na szyję swoją ulubioną apaszkę, chwyciłam torbę i wybiegłam z domu. Na szczęście (lub nieszczęście) do mojego liceum dzielił mnie zaledwie kilometr. Tak więc do szkoły chodziłam na piechotę. Lubiłam to. Spacer na świeżym powietrzu zawsze mi pomagał. Tym razem również ukoił pulsujący ból w głowie i napełnił płuca czystym powietrzem.
   Jesienny wiatr rozwiewał wokół kolorowe liście. Słońce przyjemnie ogrzewało moją skórę. Przymrużyłam oczy i rozkoszowałam się tym uczuciem. Miałam świadomość, że za trzy miesiące już nie będę mogła tego zrobić, więc starałam się jak najlepiej skorzystać z pięknej jesiennej pogody.
   Moje rozmyślania przerwał gwar rozmawiających uczniów. Spojrzałam przed siebie, obejmując wzrokiem budynek liceum. Gmach był niewielki, ale ładny. Wokół rosły róże, kwiaty które miłowała dyrektorka. Weszłam na szerokie schody i wpadłam do środka, witając się mimochodem ze znajomymi. Gdy tylko znalazłam się wewnątrz, podbiegł do mnie Tom.
   – Nareszcie jesteś! – skrzyżował ramiona na piersi. – Już myślałem, że znowu zaspałaś.
   Pokręciłam głową w odpowiedzi i ruszyłam w kierunku klasy. Tom był moim najlepszym przyjacielem od przedszkola. Odkąd się poznaliśmy byliśmy nierozłączni. Oboje uwielbialiśmy taką samą muzykę, filmy, a także książki. Tematy do rozmów nigdy nam się nie kończyły. Tak było również teraz.
   – Nie wyglądasz za dobrze – przechylił głowę na bok i przyglądał mi się przez chwilę. – Znów się nie wyspałaś?
   – Uhm – przytaknęłam.
   Zajęliśmy naszą ławkę. Rozłożyłam ręce na stoliku i oparłam na nim głowę. Obok Tom rozsiadł się na krześle. Odchylił się do tyłu i zaczął się rytmicznie kołysać.
   – Śniło ci się chociaż coś? – poczułam lekkie szturchnięcie.
   – Nie – pokręciłam głową. – Ostatni sen jaki pamiętam śnił mi się pół roku temu.
   – Wtedy zaczęłaś być taka niewyspana – zauważył mój przyjaciel.
   – Dokładnie. – Obróciłam się w jego stronę. – Myślisz, że to ma jakiś związek?
   – Chyba tak – przeczesał ręką swoje ciemnobrązowe włosy.
   – Ale jaki? – spytałam patrząc mu w oczy.
   – Tego nie wiem. – Wzruszył ramionami.
   Westchnęłam głośno i zanurzyłam brodę w miękkiej apaszce. Nie podobało mi się to. Od przeszło półrocza nie mogłam się wyspać. Kładłam się spać zmęczona i wstawałam z łóżka w takim samym stanie, jeśli nie gorszym. Już nie pamiętałam jak to jest być wypoczętą.
   – Nie martw się – Tom potargał mi włosy. – Zaraz coś wymyślimy.
   Spojrzałam w jego miodowe oczy i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Jego obecność dodawała mi otuchy.
   – A właśnie! – podskoczyłam na krześle. – Oglądałeś wczoraj mecz?
   – No jasne! – roześmiał się Tom. – Myślisz, że przegapiłbym taki spektakl?
   Zawtórowałam mu. Piłka nożna była kolejną naszą wspólną pasją. Dzieliliśmy się opiniami na temat wczorajszej rozgrywki, gdy do klasy weszła nauczycielka historii. Tak zaczęła się nudna lekcja. Za wszelką cenę próbowałam wsłuchać się w nudny wykład, jednak znużenie mi na to nie pozwalało.
   W końcu zapadłam w sen. Obudził mnie łokieć Toma. Zerwałam się i otworzyłam szeroko oczy. Nauczycielka patrzyła na mnie krzywym wzrokiem.
   – Daniels, nie pierwszy raz zasnęłaś na mojej lekcji – oświadczyła oschłym tonem, mrużąc oczy. – Tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Zostaniesz dzisiaj w kozie.
   Wbiłam mordercze spojrzenie w nauczycielkę i patrzyłam jej w oczy dopóki pierwsza nie odwróciła wzroku. Usiadła przy biurku i kontynuowała lekcję.
   – Bree, trzeba coś z tym zrobić – szepnął do mnie Tom.
   – Ale co? – przetarłam oczy.
   – Tak dalej być nie może – zmarszczył brwi.
   Spojrzałam na niego. Jego bursztynowe oczy błyszczały. Wsparł się łokciem o ławkę i pocierał w zamyśleniu brodę. Nagle zerwał się jak oparzony i obrócił w moją stronę. Chwycił mnie za ręce i przybliżył tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
   – Już wiem! – oświadczył z przejęciem. – Jeśli dzisiaj porządnie się zmęczysz, bez problemu zapadniesz w zdrowy, głęboki sen!
   – Tom – westchnęłam. – Nie sądzisz, że jestem już wystarczająco zmęczona?
   – Może trochę… – zamruczał.
   – No, ale próba nie strzelba – odparłam.
   Miałam nadzieję, że pomysł Toma się powiedzie.
  
   Reszta lekcji minęła nam błyskawicznie. Nadszedł czas na moją karę.
   – Przyjadę po ciebie o piątej, okay? – spytał Tom.
   – Dobra – odparłam, uśmiechając się do niego.
   – Tylko nie zaśnij tam, bo ta histeryczka cię zabije – wyszczerzył zęby.
   – Chciałeś powiedzieć historyczka – zaakcentowałam ostatnie słowo.
   – Tak właśnie powiedziałem – mrugnął okiem i przybiliśmy żółwia.
   Odprowadziłam go wzrokiem, po czym wróciłam do klasy. Usiadłam w ławce i oparłam głowę na ręce. Następna godzina obfitowała w bezgraniczną nudę. Wtem do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wyjęłam słuchawki z torby i podpięłam je do komórki. Włożyłam je do uszu i włączyłam muzykę. Nie minęło pięć minut, a nade mną stała nauczycielka.
   – W kozie nie można używać urządzeń elektronicznych – syknęła, wyciągając dłoń.
   Zmarszczyłam brwi i oddałam jej telefon. Boże, jak ja tutaj wytrzymam tyle czasu?, spytałam bezgłośnie. Jeśli zaraz czegoś nie wymyślę z pewnością zasnę, a wtedy ta jędza nie da mi żyć do końca semestru.
   Bez dłuższego namysłu wyciągnęłam z torby zeszyt i długopis. Zaczęłam rysować. Do końca kozy kreśliłam bazgroły na kartce nie zastanawiając się nad tym. Puściłam wodze fantazji.
    Gdy dzwonek obwieścił koniec kary, chwyciłam swoje rzeczy, odebrałam swoją komórkę i wybiegłam ze szkoły. Na zewnątrz nieco się ochłodziło. Opatuliłam się szczelniej swoją apaszką i ruszyłam przed siebie. Orzeźwiający wiatr rozwiewał moje włosy. W końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem.
   Wyjęłam z kieszeni komórkę i sprawdziłam zegarek. Było już pół do piątej. Przyspieszyłam kroku i nie minęło piętnaście minut, a już wchodziłam do domu. Rzuciłam torbę pod ścianę i wpadłam do kuchni, z której wydobywały się smakowite zapachy.
   – Mmm… – zamruczałam. – Co tak ładnie pachnie?
   – Zapiekanka ziemniaczana – odpowiedział tata.
   Założył kuchenne rękawice i wyjął z piekarnika brytfannę z żaroodpornego szkła. Postawił ją na kuchennym blacie i zdjął kolorowy fartuch, w którym komicznie wyglądał.
   – A gdzie mama? – spytałam, przyglądając się poszczególnym warstwom zapiekanki, zatrzymując się na pokrywie ze stopionego sera.
   – Ma jakąś konferencję – odrzekł tata. – Zawołaj Bradley’a.
   – Brad! – wrzasnęłam w stronę korytarza. – Obiad!
   Po chwili do kuchni wbiegł jak torpeda mój młodszy brat. Zatrzymał się obok mnie i kopnął mnie w łydkę.
   – Cześć, Bree! – przywitał się.
   Syknęłam i pomasowałam nogę. Brad zawsze okazywał uczucia w ten sposób.
   – Jeszcze raz mnie kopniesz… – zagroziłam mu, chwytając go za ramię.
   – Uspokójcie się! – przerwał mi ojciec.
   Gdy nakrywałam do stołu ktoś zadzwonił do drzwi. Zanim zdążyłam zareagować Brad pobiegł otworzyć.
   – Tom przyszedł! – usłyszałam z korytarza.
   – Dzień dobry – przywitał się z tatą.
   Uśmiechnął się do mnie i zapytał:
   – Gotowa?
   – Na co? – odpowiedziałam pytaniem.
   – Na mecz – odparł filuternie.
   – Muszę zjeść obiad – wskazałam na stół.
   – Poczekam.
   – Nie zaprosisz Toma do stołu? – odezwał się tata.
   – Właśnie miałam to zrobić – odburknęłam, po czym zapytałam Toma słodkim głosikiem: – Zjesz z nami?
   – Z chęcią – roześmiał się i usiadł obok mnie.
   Szybko pochłonęliśmy zapiekankę i posprzątaliśmy ze stołu.
   – Przebierz się i weź korki – rozkazał Tom.
   – Okay – wpadłam do swojego pokoju. Zdjęłam ubranie, założyłam sportowy T-shirt i spodenki. Wyszłam z pokoju i wyciągnęłam z szafki korki, po czym zapakowałam je do mojej sportowej torby.
   – Idziecie grać? – zapytał ojciec, wchodząc do przedpokoju.
   – Tak – odparłam, zakładając kurtkę. – Wrócę przed dziewiątą.
   – Nie spóźnij się – zawołał. – Kolacja o pół do dziewiątej!
   – Dobra! – wypadliśmy z domu.
   Tom podał mi kask, a sam odpalił swój motocykl. Uwielbiałam go. Tom obiecał, że nauczy mnie nim jeździć. W przyszłości planowałam kupić sobie jednoślad.
   Usiadłam za Tomem i ruszyliśmy. Silnik przyjemnie warknął i poniósł nas do przodu. Po kilku minutach znaleźliśmy się przed stadionem.
   – Jest pusty? – spytałam, zdejmując kask.
   – Phil twierdzi, że tak – odrzekł Tom.
   Zabraliśmy swoje rzeczy i weszliśmy na teren stadionu. Nasz przyjaciel był trenerem miejscowej drużyny i dzięki niemu mogliśmy bezpłatnie korzystać ze stadionu.
   – Philipa nie będzie? – zapytałam, siadając na ławce w szatni.
   – Przecież dzisiaj ma mecz towarzyski – przypomniał Tom.
   – Ach, no tak! – klepnęłam się otwarta dłonią w czoło. – Zapomniałam!
  Tom pokręcił głową z rozbawieniem i poszedł się przebrać. Rozsunęłam swoją torbę, wyjęłam z niej spodenki i koszulkę. Wciągnęłam szybko krótkie szorty i obszerny T-shirt – mój ulubiony strój do grania w piłkę.
   – Gotowa? – usłyszałam za sobą głos Toma.
   Obróciłam się do niego. Właśnie zdejmował koszulkę, żeby założyć sportową. Był szczupły i nie miał za wiele mięśni, ale wiedziałam, że pracuje nad swoją sylwetką. Podeszłam do niego i poklepałam go po brzuchu.
   – Lepiej zacznij częściej ćwiczyć, bo niedługo zamiast kaloryfera będziesz miał bojler! – roześmiałam się.
   – Ha, ha – odparł, zakładając koszulkę. – A ty lepiej nie jedz tyle tostów, bo zanim się obejrzysz nie zmieścisz się w drzwiach!
   Uderzyłam go w tors i podparłam się pod boki, próbując utrzymać rozzłoszczoną minę.
   – Tylko bez takich! – warknęłam, na wpół się śmiejąc.
   Tom chwycił mnie w talii i podniósł do góry. Rechotałam jak szalona, bo miałam w tamtym miejscu łaskotki.
   W końcu postawił mnie na ziemi. Dopiero wtedy mogłam się uspokoić.
   – Jesteś okropny – burknęłam do niego.
   – Dlaczego? – spytał zdziwiony.
   – Bo wiesz, że mam łaskotki i to wykorzystujesz – wyrzuciłam mu.
   Na to Tom się roześmiał i chwycił piłkę pod pachę.
   – Idziemy grać czy będziemy tak stać i gadać? – spojrzał na mnie, uśmiechając się w tylko jemu znany sposób.
   – A jak myślisz? – wyszczerzyłam się, po czym błyskawicznie wyrwałam mu piłkę.
   Wybiegłam na stadion i kopnęłam ją prosto do bramki.
   – Jeden zero – powiedziałam do Toma, mrużąc zadziornie oczy.
   Nie zastanawiał się długo. Nie minęło dziesięć minut, a my remisowaliśmy osiem do ośmiu.
   Tom właśnie biegł w kierunku mojej bramki, gdy rozpędziłam się i wykopałam mu piłkę spod nóg. Sprawnie nią za manewrowałam i skierowałam się z powrotem do jego bramki. Po chwili Tom znalazł się u mojego boku. Wyprzedził mnie i próbował odebrać piłkę. Jednak nie udało mu się, gdyż z wyrzuciłam ją w powietrze i kopnęłam z woleja wprost w siatkę bramki.
   – Niezłe okienko, mała. – Mrugnął do mnie Tom. – Zaraz pokażę ci jak się robi lepsze.
   Roześmiałam się i czym prędzej wykopałam piłkę na środek boiska. Tom podchwycił moment mojej nieuwagi, odbierając mi ją. Dogoniłam go i wykonałam manewr, by odebrać mu piłkę, ale Tom zrobił niezły unik. Następnie obrócił się w moją stronę, uśmiechnął filuternie i wbił piękne okienko z przewrotki.
   – Wow – sapnęłam z podziwu. – Koniecznie musisz mnie tego nauczyć.
   Tom podniósł się zadowolony z trawy.
   – Phil niedawno mi to pokazał – odrzekł, szczerząc zęby. – Robi niezłe wrażenie, prawda?
   Przytaknęłam.
   – To też. – Powiedziałam, obracając piłkę wokół własnej osi w powietrzu, przerzucając ją z nogi na nogę.
   – Sama to wymyśliłaś? – roześmiał się Tom.
   – Uhm – zamruczałam.
   – To w twoim stylu.
   – Dlaczego?
   – Bo zawsze lubisz bawić się piłką – odparł, przyglądając mi się.
   – To zawsze rozprasza obrońców – wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami.
   – W sumie racja – zgodził się.
   – Dobra, jeszcze jedna zagrywka i spadamy – powiedziałam.
   Wybiłam piłkę i po raz ostatni rozegraliśmy akcję. Gdy schodziliśmy cali spoceni z boiska, czułam każdy mięsień. Marzyłam o letnim prysznicu i drzemce.
   Weszliśmy do szatni. Wyjęłam butelkę wody i przyssałam się do niej. Gdy połknęłam ostatni łyk, chwyciłam ręcznik i poszłam pod prysznic. Orzeźwiający natrysk był zbawieniem dla mojego zmęczonego ciała. Na koniec spryskałam się lodowatą wodą i owinęłam ręcznikiem.
   Uzupełniłam garderobę, zaczekałam na Toma i czym prędzej wróciliśmy do mojego domu, bowiem za niecałe pięć minut zaczynał się mecz Phila.


***

   – Ja zrobię popcorn, a ty wyjmij sok z lodówki – powiedziałam do Toma.
   Przygotowałam garnek, wlałam do niego odrobinę oleju i wysypałam ziarna kukurydzy. Po chwili zaczęły przyjemnie skwierczeć i pękać. Przykryłam naczynie pokrywką i pilnowałam, by popcorn się nie przypalił. Tom właśnie rozlewał sok do szklanek i układał je na stoliku przed kanapą.
   Po kilku minutach oglądaliśmy mecz, machinalnie wcinając popcorn. Do końca pierwszej połowy wynik nie był zbyt zadowalający.
   – Jeśli nie wezmą się do roboty w drugiej połowie, to nic z tego nie wyjdzie – skomentował Tom, wpatrując się w sufit.
   – Właśnie. – Przytaknęłam. – Mają szansę przejść do finałowych rozgrywek i muszą to wykorzystać.
   Oparłam się bokiem do sofy i przytuliłam głowę do swojej ulubionej puszystej poduszki.
   – Ostatnio znalazłem fajną książkę – powiedział Tom. – Oczywiście fantasy.
   Tom powiedział tytuł, ale jego głos był dziwnie przytłumiony. Obraz przed oczami wyostrzał się i z powrotem mętniał.
   – Bree, żyjesz? – usłyszałam z oddali.
   Chciałam mu odpowiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Moje powieki ważyły tonę. Walczyłam z nimi, ale znajdowałam się na przegranej pozycji.
   Po kilku sekundach, które zdawały się być wiecznością, Morfeusz zamknął mnie w swoich objęciach.


~*~

   Początki są zawsze najtrudniejsze, dlatego nie myślcie, że zawsze będzie tak nudnawo, jak teraz. xD Starałam się wprowadzić was w świat Bree i mam nadzieję, że chociaż po części mi się udało.
   Teraz przyszła kolej na Ginger, która musi dalej poprowadzić akcję. Wiedzcie, że nie wiemy nawzajem co piszemy, tylko na bieżąco dopasowujemy akcję do tego, co napisała jedna z nas. Ogólny zarys fabuły wymyśliłyśmy razem, ale szczegółową piszemy oddzielnie. :D
   Tak więc droga Ginger, zabieraj się do roboty! :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz