Obudził mnie rozdzierający sygnał budzika. Szybko go
wyłączyłam i wstałam z łóżka. Obawiałam się, że gdybym pozwoliła sobie poleżeć,
zasnęłabym z powrotem.
Związałam włosy w
wysoki kok i pobiegłam pod prysznic. Spryskałam się zimną wodą, aby się
rozbudzić i owinęłam ręcznikiem. Weszłam do kuchni, gdzie przygotowałam sobie
dwa tosty i kawę. Usiadłszy przy stole, oparłam głowę na rękach. Byłam
potwornie zmęczona. Ostatnio w ogóle się nie wysypiałam, dlatego nie mogłam
normalnie funkcjonować. Głowa nie przestawała mnie boleć, a mięśnie dawały się
we znaki.
Sięgnęłam po mleko
i nalałam go do kawy. Upiłam kilka łyków z kubka i pochłonęłam tosty. Zerknęłam
na zegar.
– O cholera! –
wymamrotałam. – Spóźnię się do szkoły!
Pobiegłam do
swojego pokoju, by uzupełnić garderobę. Gdy już to zrobiłam, rozpuściłam włosy,
zarzuciłam na szyję swoją ulubioną apaszkę, chwyciłam torbę i wybiegłam z domu.
Na szczęście (lub nieszczęście) do mojego liceum dzielił mnie zaledwie
kilometr. Tak więc do szkoły chodziłam na piechotę. Lubiłam to. Spacer na
świeżym powietrzu zawsze mi pomagał. Tym razem również ukoił pulsujący ból w
głowie i napełnił płuca czystym powietrzem.
Jesienny wiatr
rozwiewał wokół kolorowe liście. Słońce przyjemnie ogrzewało moją skórę.
Przymrużyłam oczy i rozkoszowałam się tym uczuciem. Miałam świadomość, że za
trzy miesiące już nie będę mogła tego zrobić, więc starałam się jak najlepiej
skorzystać z pięknej jesiennej pogody.
Moje rozmyślania
przerwał gwar rozmawiających uczniów. Spojrzałam przed siebie, obejmując
wzrokiem budynek liceum. Gmach był niewielki, ale ładny. Wokół rosły róże,
kwiaty które miłowała dyrektorka. Weszłam na szerokie schody i wpadłam do
środka, witając się mimochodem ze znajomymi. Gdy tylko znalazłam się wewnątrz,
podbiegł do mnie Tom.
– Nareszcie jesteś!
– skrzyżował ramiona na piersi. – Już myślałem, że znowu zaspałaś.
Pokręciłam głową w
odpowiedzi i ruszyłam w kierunku klasy. Tom był moim najlepszym przyjacielem od
przedszkola. Odkąd się poznaliśmy byliśmy nierozłączni. Oboje uwielbialiśmy
taką samą muzykę, filmy, a także książki. Tematy do rozmów nigdy nam się nie
kończyły. Tak było również teraz.
– Nie wyglądasz za
dobrze – przechylił głowę na bok i przyglądał mi się przez chwilę. – Znów się
nie wyspałaś?
– Uhm –
przytaknęłam.
Zajęliśmy naszą
ławkę. Rozłożyłam ręce na stoliku i oparłam na nim głowę. Obok Tom rozsiadł się
na krześle. Odchylił się do tyłu i zaczął się rytmicznie kołysać.
– Śniło ci się
chociaż coś? – poczułam lekkie szturchnięcie.
– Nie – pokręciłam
głową. – Ostatni sen jaki pamiętam śnił mi się pół roku temu.
– Wtedy zaczęłaś
być taka niewyspana – zauważył mój przyjaciel.
– Dokładnie. –
Obróciłam się w jego stronę. – Myślisz, że to ma jakiś związek?
– Chyba tak –
przeczesał ręką swoje ciemnobrązowe włosy.
– Ale jaki? –
spytałam patrząc mu w oczy.
– Tego nie wiem. –
Wzruszył ramionami.
Westchnęłam głośno
i zanurzyłam brodę w miękkiej apaszce. Nie podobało mi się to. Od przeszło
półrocza nie mogłam się wyspać. Kładłam się spać zmęczona i wstawałam z łóżka w
takim samym stanie, jeśli nie gorszym. Już nie pamiętałam jak to jest być
wypoczętą.
– Nie martw się –
Tom potargał mi włosy. – Zaraz coś wymyślimy.
Spojrzałam w jego
miodowe oczy i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Jego obecność dodawała mi
otuchy.
– A właśnie! –
podskoczyłam na krześle. – Oglądałeś wczoraj mecz?
– No jasne! –
roześmiał się Tom. – Myślisz, że przegapiłbym taki spektakl?
Zawtórowałam mu.
Piłka nożna była kolejną naszą wspólną pasją. Dzieliliśmy się opiniami na temat
wczorajszej rozgrywki, gdy do klasy weszła nauczycielka historii. Tak zaczęła
się nudna lekcja. Za wszelką cenę próbowałam wsłuchać się w nudny wykład,
jednak znużenie mi na to nie pozwalało.
W końcu zapadłam w
sen. Obudził mnie łokieć Toma. Zerwałam się i otworzyłam szeroko oczy.
Nauczycielka patrzyła na mnie krzywym wzrokiem.
– Daniels, nie
pierwszy raz zasnęłaś na mojej lekcji – oświadczyła oschłym tonem, mrużąc oczy.
– Tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Zostaniesz dzisiaj w kozie.
Wbiłam mordercze
spojrzenie w nauczycielkę i patrzyłam jej w oczy dopóki pierwsza nie odwróciła
wzroku. Usiadła przy biurku i kontynuowała lekcję.
– Bree, trzeba coś
z tym zrobić – szepnął do mnie Tom.
– Ale co? –
przetarłam oczy.
– Tak dalej być nie
może – zmarszczył brwi.
Spojrzałam na
niego. Jego bursztynowe oczy błyszczały. Wsparł się łokciem o ławkę i pocierał
w zamyśleniu brodę. Nagle zerwał się jak oparzony i obrócił w moją stronę.
Chwycił mnie za ręce i przybliżył tak, że nasze twarze dzieliły centymetry.
– Już wiem! –
oświadczył z przejęciem. – Jeśli dzisiaj porządnie się zmęczysz, bez problemu
zapadniesz w zdrowy, głęboki sen!
– Tom –
westchnęłam. – Nie sądzisz, że jestem już wystarczająco zmęczona?
– Może trochę… –
zamruczał.
– No, ale próba nie
strzelba – odparłam.
Miałam nadzieję, że
pomysł Toma się powiedzie.
Reszta lekcji
minęła nam błyskawicznie. Nadszedł czas na moją karę.
– Przyjadę po
ciebie o piątej, okay? – spytał Tom.
– Dobra – odparłam,
uśmiechając się do niego.
– Tylko nie zaśnij
tam, bo ta histeryczka cię zabije – wyszczerzył zęby.
– Chciałeś
powiedzieć historyczka – zaakcentowałam ostatnie słowo.
– Tak właśnie
powiedziałem – mrugnął okiem i przybiliśmy żółwia.
Odprowadziłam go
wzrokiem, po czym wróciłam do klasy. Usiadłam w ławce i oparłam głowę na ręce.
Następna godzina obfitowała w bezgraniczną nudę. Wtem do głowy wpadł mi pewien
pomysł. Wyjęłam słuchawki z torby i podpięłam je do komórki. Włożyłam je do
uszu i włączyłam muzykę. Nie minęło pięć minut, a nade mną stała nauczycielka.
– W kozie nie można
używać urządzeń elektronicznych – syknęła, wyciągając dłoń.
Zmarszczyłam brwi i
oddałam jej telefon. Boże, jak ja tutaj wytrzymam tyle czasu?, spytałam
bezgłośnie. Jeśli zaraz czegoś nie wymyślę z pewnością zasnę, a wtedy ta jędza
nie da mi żyć do końca semestru.
Bez dłuższego
namysłu wyciągnęłam z torby zeszyt i długopis. Zaczęłam rysować. Do końca kozy
kreśliłam bazgroły na kartce nie zastanawiając się nad tym. Puściłam wodze
fantazji.
Gdy dzwonek
obwieścił koniec kary, chwyciłam swoje rzeczy, odebrałam swoją komórkę i
wybiegłam ze szkoły. Na zewnątrz nieco się ochłodziło. Opatuliłam się
szczelniej swoją apaszką i ruszyłam przed siebie. Orzeźwiający wiatr rozwiewał
moje włosy. W końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem.
Wyjęłam z kieszeni
komórkę i sprawdziłam zegarek. Było już pół do piątej. Przyspieszyłam kroku i
nie minęło piętnaście minut, a już wchodziłam do domu. Rzuciłam torbę pod
ścianę i wpadłam do kuchni, z której wydobywały się smakowite zapachy.
– Mmm… –
zamruczałam. – Co tak ładnie pachnie?
– Zapiekanka
ziemniaczana – odpowiedział tata.
Założył kuchenne
rękawice i wyjął z piekarnika brytfannę z żaroodpornego szkła. Postawił ją na
kuchennym blacie i zdjął kolorowy fartuch, w którym komicznie wyglądał.
– A gdzie mama? –
spytałam, przyglądając się poszczególnym warstwom zapiekanki, zatrzymując się
na pokrywie ze stopionego sera.
– Ma jakąś
konferencję – odrzekł tata. – Zawołaj Bradley’a.
– Brad! –
wrzasnęłam w stronę korytarza. – Obiad!
Po chwili do kuchni
wbiegł jak torpeda mój młodszy brat. Zatrzymał się obok mnie i kopnął mnie w
łydkę.
– Cześć, Bree! –
przywitał się.
Syknęłam i
pomasowałam nogę. Brad zawsze okazywał uczucia w ten sposób.
– Jeszcze raz mnie
kopniesz… – zagroziłam mu, chwytając go za ramię.
– Uspokójcie się! –
przerwał mi ojciec.
Gdy nakrywałam do
stołu ktoś zadzwonił do drzwi. Zanim zdążyłam zareagować Brad pobiegł otworzyć.
– Tom przyszedł! –
usłyszałam z korytarza.
– Dzień dobry –
przywitał się z tatą.
Uśmiechnął się do
mnie i zapytał:
– Gotowa?
– Na co? –
odpowiedziałam pytaniem.
– Na mecz – odparł
filuternie.
– Muszę zjeść obiad
– wskazałam na stół.
– Poczekam.
– Nie zaprosisz
Toma do stołu? – odezwał się tata.
– Właśnie miałam to
zrobić – odburknęłam, po czym zapytałam Toma słodkim głosikiem: – Zjesz z nami?
– Z chęcią –
roześmiał się i usiadł obok mnie.
Szybko
pochłonęliśmy zapiekankę i posprzątaliśmy ze stołu.
– Przebierz się i
weź korki – rozkazał Tom.
– Okay – wpadłam do
swojego pokoju. Zdjęłam ubranie, założyłam sportowy T-shirt i spodenki. Wyszłam
z pokoju i wyciągnęłam z szafki korki, po czym zapakowałam je do mojej
sportowej torby.
– Idziecie grać? –
zapytał ojciec, wchodząc do przedpokoju.
– Tak – odparłam,
zakładając kurtkę. – Wrócę przed dziewiątą.
– Nie spóźnij się –
zawołał. – Kolacja o pół do dziewiątej!
– Dobra! –
wypadliśmy z domu.
Tom podał mi kask,
a sam odpalił swój motocykl. Uwielbiałam go. Tom obiecał, że nauczy mnie nim
jeździć. W przyszłości planowałam kupić sobie jednoślad.
Usiadłam za Tomem i
ruszyliśmy. Silnik przyjemnie warknął i poniósł nas do przodu. Po kilku
minutach znaleźliśmy się przed stadionem.
– Jest pusty? –
spytałam, zdejmując kask.
– Phil twierdzi, że
tak – odrzekł Tom.
Zabraliśmy swoje
rzeczy i weszliśmy na teren stadionu. Nasz przyjaciel był trenerem miejscowej
drużyny i dzięki niemu mogliśmy bezpłatnie korzystać ze stadionu.
– Philipa nie
będzie? – zapytałam, siadając na ławce w szatni.
– Przecież dzisiaj
ma mecz towarzyski – przypomniał Tom.
– Ach, no tak! –
klepnęłam się otwarta dłonią w czoło. – Zapomniałam!
Tom pokręcił głową z
rozbawieniem i poszedł się przebrać. Rozsunęłam swoją torbę, wyjęłam z niej
spodenki i koszulkę. Wciągnęłam szybko krótkie szorty i obszerny T-shirt – mój
ulubiony strój do grania w piłkę.
– Gotowa? –
usłyszałam za sobą głos Toma.
Obróciłam się do
niego. Właśnie zdejmował koszulkę, żeby założyć sportową. Był szczupły i nie
miał za wiele mięśni, ale wiedziałam, że pracuje nad swoją sylwetką. Podeszłam
do niego i poklepałam go po brzuchu.
– Lepiej zacznij
częściej ćwiczyć, bo niedługo zamiast kaloryfera będziesz miał bojler! –
roześmiałam się.
– Ha, ha – odparł,
zakładając koszulkę. – A ty lepiej nie jedz tyle tostów, bo zanim się obejrzysz
nie zmieścisz się w drzwiach!
Uderzyłam go w tors
i podparłam się pod boki, próbując utrzymać rozzłoszczoną minę.
– Tylko bez takich!
– warknęłam, na wpół się śmiejąc.
Tom chwycił mnie w
talii i podniósł do góry. Rechotałam jak szalona, bo miałam w tamtym miejscu
łaskotki.
W końcu postawił
mnie na ziemi. Dopiero wtedy mogłam się uspokoić.
– Jesteś okropny –
burknęłam do niego.
– Dlaczego? –
spytał zdziwiony.
– Bo wiesz, że mam
łaskotki i to wykorzystujesz – wyrzuciłam mu.
Na to Tom się
roześmiał i chwycił piłkę pod pachę.
– Idziemy grać czy
będziemy tak stać i gadać? – spojrzał na mnie, uśmiechając się w tylko jemu
znany sposób.
– A jak myślisz? –
wyszczerzyłam się, po czym błyskawicznie wyrwałam mu piłkę.
Wybiegłam na
stadion i kopnęłam ją prosto do bramki.
– Jeden zero –
powiedziałam do Toma, mrużąc zadziornie oczy.
Nie zastanawiał się
długo. Nie minęło dziesięć minut, a my remisowaliśmy osiem do ośmiu.
Tom właśnie biegł w
kierunku mojej bramki, gdy rozpędziłam się i wykopałam mu piłkę spod nóg.
Sprawnie nią za manewrowałam i skierowałam się z powrotem do jego bramki. Po
chwili Tom znalazł się u mojego boku. Wyprzedził mnie i próbował odebrać piłkę.
Jednak nie udało mu się, gdyż z wyrzuciłam ją w powietrze i kopnęłam z woleja
wprost w siatkę bramki.
– Niezłe okienko,
mała. – Mrugnął do mnie Tom. – Zaraz pokażę ci jak się robi lepsze.
Roześmiałam się i
czym prędzej wykopałam piłkę na środek boiska. Tom podchwycił moment mojej
nieuwagi, odbierając mi ją. Dogoniłam go i wykonałam manewr, by odebrać mu
piłkę, ale Tom zrobił niezły unik. Następnie obrócił się w moją stronę,
uśmiechnął filuternie i wbił piękne okienko z przewrotki.
– Wow – sapnęłam z
podziwu. – Koniecznie musisz mnie tego nauczyć.
Tom podniósł się
zadowolony z trawy.
– Phil niedawno mi
to pokazał – odrzekł, szczerząc zęby. – Robi niezłe wrażenie, prawda?
Przytaknęłam.
– To też. –
Powiedziałam, obracając piłkę wokół własnej osi w powietrzu, przerzucając ją z
nogi na nogę.
– Sama to
wymyśliłaś? – roześmiał się Tom.
– Uhm –
zamruczałam.
– To w twoim stylu.
– Dlaczego?
– Bo zawsze lubisz
bawić się piłką – odparł, przyglądając mi się.
– To zawsze
rozprasza obrońców – wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami.
– W sumie racja –
zgodził się.
– Dobra, jeszcze
jedna zagrywka i spadamy – powiedziałam.
Wybiłam piłkę i po
raz ostatni rozegraliśmy akcję. Gdy schodziliśmy cali spoceni z boiska, czułam
każdy mięsień. Marzyłam o letnim prysznicu i drzemce.
Weszliśmy do
szatni. Wyjęłam butelkę wody i przyssałam się do niej. Gdy połknęłam ostatni
łyk, chwyciłam ręcznik i poszłam pod prysznic. Orzeźwiający natrysk był
zbawieniem dla mojego zmęczonego ciała. Na koniec spryskałam się lodowatą wodą
i owinęłam ręcznikiem.
Uzupełniłam
garderobę, zaczekałam na Toma i czym prędzej wróciliśmy do mojego domu, bowiem
za niecałe pięć minut zaczynał się mecz Phila.
***
– Ja zrobię
popcorn, a ty wyjmij sok z lodówki – powiedziałam do Toma.
Przygotowałam
garnek, wlałam do niego odrobinę oleju i wysypałam ziarna kukurydzy. Po chwili
zaczęły przyjemnie skwierczeć i pękać. Przykryłam naczynie pokrywką i
pilnowałam, by popcorn się nie przypalił. Tom właśnie rozlewał sok do szklanek
i układał je na stoliku przed kanapą.
Po kilku minutach
oglądaliśmy mecz, machinalnie wcinając popcorn. Do końca pierwszej połowy wynik
nie był zbyt zadowalający.
– Jeśli nie wezmą
się do roboty w drugiej połowie, to nic z tego nie wyjdzie – skomentował Tom,
wpatrując się w sufit.
– Właśnie. –
Przytaknęłam. – Mają szansę przejść do finałowych rozgrywek i muszą to
wykorzystać.
Oparłam się bokiem
do sofy i przytuliłam głowę do swojej ulubionej puszystej poduszki.
– Ostatnio
znalazłem fajną książkę – powiedział Tom. – Oczywiście fantasy.
Tom powiedział
tytuł, ale jego głos był dziwnie przytłumiony. Obraz przed oczami wyostrzał się
i z powrotem mętniał.
– Bree, żyjesz? –
usłyszałam z oddali.
Chciałam mu
odpowiedzieć, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Moje powieki
ważyły tonę. Walczyłam z nimi, ale znajdowałam się na przegranej pozycji.
Po kilku sekundach,
które zdawały się być wiecznością, Morfeusz zamknął mnie w swoich objęciach.
~*~
Początki są zawsze
najtrudniejsze, dlatego nie myślcie, że zawsze będzie tak nudnawo, jak teraz.
xD Starałam się wprowadzić was w świat Bree i mam nadzieję, że chociaż po
części mi się udało.
Teraz przyszła
kolej na Ginger, która musi dalej poprowadzić akcję. Wiedzcie, że nie wiemy
nawzajem co piszemy, tylko na bieżąco dopasowujemy akcję do tego, co napisała
jedna z nas. Ogólny zarys fabuły wymyśliłyśmy razem, ale szczegółową piszemy
oddzielnie. :D
Tak więc droga
Ginger, zabieraj się do roboty! :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz